Śladami starożytnej Grecji
Rok po wypadzie na grecją wyspę Rodos wybraliśmy się nieco większą grupą do Turcji Egejskiej, a konkretnie miejscowości Kusadasi. Choć wiele osób decyduje się wyjechać na południe Turcji, my uznaliśmy, że to miejsce będzie świetną bazą wypadową do naszych wycieczek. Nie bez znaczenia była bliska odległość od najlepiej zachowanego starożytnego greckiego miasta, Efezu. Zadecydowały również mniejsza liczba kilometrów do wspaniałego miejsca, jakim jest Pamukkale oraz możliwość rejsu na grecką wyspę Samos. W czerwcu 2010 r. wyruszyliśmy więc do Turcji.
Kiedy pojechaliśmy?
Tureckie wybrzeże można zwiedzać praktycznie przez większą część roku. Temperatury są stosunkowo wysokie nawet w listopadzie czy styczniu. Trzeba się liczyć jedynie z wiatrami i ewentualnym deszczem. Chcąc uniknąć ogromnego tłoku i panujących tam latem upałów, wybraliśmy początek czerwca. Przyznaję - temperatura robiła wrażenie - zdarzyły się dni, kiedy na termometrze było 40 stopni w cieniu! Zazwyczaj były jednak ok. 30-34 stopnie. W przeciwieństwie do np. Rodos, gdzie praktycznie nie pada, w Turcji spotkał nas deszcz. Jedna burza "złapała nas" w drodze powrotnej z Pamukkale, druga przeszła nad morzem w okolicy Kusadasi w dniu poprzedzającym nasz wylot do Polski.
Gdzie się zatrzymaliśmy?
W ramach wycieczki z biura podróży, z którym podróżowaliśmy, mieliśmy wykupione noclegi w hotelu 3,5-gwiazdkowym. Ostatecznie już na miejscu okazało się, że z przyczyn organizacyjnych trafimy do innego, lepszego hotelu. Ten położony jest na uboczu, wokół nie ma praktycznie niczego - jest to idealne miejsce dla osób lubiących ciszę i spokój. Niestety nieciekawa okolica sprawiała, że nie było miejsca na wieczorne spacery. Ogromnym atutem hotelu jest za to dostęp do prywatnej plaży, bez bezpośredniego połączenia z innymi plażami. Trzeba pamiętać, że w Turcji nie jest zbyt czysto. I nie mam tu na myśli "brudu" wynikającego z panującej suszy czy ukształtowania terenu. Wszędzie pełno jest śmieci, złomu, budynki są zniszczone, a pokoje sprzątane pobieżnie, nawet w hotelach o lepszym standardzie. Można to zaakceptować lub tam nie jechać.
Dużym minusem był napływający okresowo brud. Co prawda pracownicy hotelu codziennie rano oczyszczali plażę i płytszą wodę, ale zdarzały się dni, kiedy wejść do morza się nie dało, bo pływały w nim reklamówki, papier i cała masa innych obrzydliwych śmieci. Na szczęście mieliśmy pokój z widokiem na zatokę, więc łatwo można było sprawdzić, czy danego dnia warto iść na plażę, czy jednak wybrać się do ogrodu lub w okolice basenu. kolejny minus to stanowczo zbyt mała liczba leżaków w stosunku do liczby gości. "Rezerwacji" trzeba więc było dokonać nawet o 6 rano! Przestrzegam też przed błyskającymi złotem, hałaśliwymi Rosjanami...
Co zwiedziliśmy?
Na zwiedzanie przeznaczyliśmy kilka dni. W planach mieliśmy jedną bardzo daleką wyprawę do Pamukkale, jedną nieco bliższą - do antycznych ruin - oraz jedną zupełnie bliską, gdzie naszym celem był Selçuk i okolice. Nie zabrakło też rejsu statkiem.
Po wybrzeżu Egejskim Turcji podróżowaliśmy wypożyczonym samochodem i publicznymi autobusami, które są stosunkowo tanie, punktualne i docierają niemal wszędzie. Trzeba pamiętać o tym, że w większości przypadków nie można płacić euro, a jeśli nawet, to przelicznik walut nie jest zbyt korzystny. Warto więc zaopatrzyć się w lirę turecką lub na miejscu wyjąć pieniądze z bankomatu.
Kuşadası
Najpierw dolmuszem (polecam ten tani, szybki i bezpieczny środek podróżowania!) udaliśmy się do centrum Kuşadası. Wbrew pozorom, miasto jest całkiem spore, ale jego rozmiary widać dopiero po wejściu na ruiny bizantyjskiego zamku znajdującego się na Pigeon Island (Wyspy Gołębiej). Będąc w mieście, koniecznie trzeba przejść się nadmorską promenadą, gdzie można odpocząć w cieniu palm i milinów. Uwagę zwraca pomnik - ogromna biała dłoń z gołębiami. Napotykamy również tablicę upamiętniającą pokój turecko-grecki. Niedaleko znajduje się zamieniony na współczesny hotel karawanseraj, czyli dawniej przydrożny zajazd na Bliskim Wschodzie, który dawał schronienie podróżnym i kupcom przemierzającym szlaki handlowe. Obok jest wejście na miejski bazar, na którym można zakupić pamiątki i lokalne wyroby. Uwagę zwracają Nazar boncugu - "Złe Oko" - w każdej możliwej postaci. Według wierzeń ludowych jest to talizman odbijający zło.
Nad miastem góruje pomnik Ataturka. Zresztą najważniejszy przywódca Turcji jest w tym kraju obecny wszędzie - jego wizerunek znajdziemy na pieniądzach, pamiątkach, budynkach, obrazkach zawieszonych dosłownie wszędzie, gdzie się da, a nawet na świadectwach szkolnych! My zrezygnowaliśmy z mozolnej wspinaczki, ale podobno widok jest tego wart.
Po przejściu bulwarem udaliśmy się na Gołębią Wyspę (Pigeon Island). Najładniej wygląda z daleka, kiedy wyraźnie widać fragmenty zachowanych murów. Warto się jednak tam wybrać ze względu na kolor wody - od zielonego, po ciemnoniebieski. Koniecznie trzeba zobaczyć panoramę miasta, jaka się stamtąd roztacza, z wielkimi statkami cumującymi w porcie.
Szukającym ochłody w morzu polecam zaczynającą się ok. 6 km za miastem Long Beach. Plaża ma długość 22 km i ciągnie się niemal do Dilek Peninsula National Park w Guzelcamli, parku narodowego znanego także pod nazwą Milli Park, w którym można spotkać żyjące na wolności żółwie. Plaża nie jest zbyt szeroka, trzeba liczyć się ze sporymi falami, ale kolor wody i widoczne w oddali góry rekompensują niedogodności. Lubiącym wypoczynek nad wodą nie polecam hoteli w centrum miasta. Plaże są tam malutkie, brzydkie i brudne.
Niedaleko Kusadasi znajduje się jaskinia Zeusa (Zeus Cave). To miejsce wyjątkowe. Otoczona drzewami oliwnymi i kwiatami jaskinia, początkowo jest niewidoczna. Wg mitologii w jaskini kąpał się Zeus wraz z różnymi kobietami, ukrywając się przed żoną Herą. Przy wejściu rośnie drzewo życzeń. Ludzie wierzą, że jeśli pomyślą życzenie i powieszą na drzewie kawałek swojego ubrania, życzenie się spełni. Woda w jaskini jest krystalicznie czysta, po części słodka, po części słona, smakuje jak woda mineralna i można ją pić. Bardzo zimna latem, zimą gorąca. Przy odpowiednio padających promieniach słońca robi się błękitna.
Rejs na Samos
Podczas pobytu w Turcji postanowiliśmy popłynąć w rejs statkiem. Padło na grecką wyspę Samos, do której z Kusadasi jest niedaleko. Statki wypływają z jedynego portu w mieście. My zdecydowaliśmy się na wykupienie wycieczki w biurze podróży, ponieważ cena u prywatnych przewoźników na miejscu była dokładnie taka sama, a nasze polskie biuro podróży w cenie oferowało transfer do portu i z powrotem.
Trzeba przyznać, że podróż trwała dosyć długo i była nużąca. Wreszcie przybiliśmy do portu i udaliśmy się zwiedzać wyspę. Jako że nie mieliśmy zbyt wiele czasu do powrotnego rejsu, musieliśmy zdecydować, dokąd chcemy pojechać. Po chwili zastanowienia pozostały dwie możliwości - Pythagorion (miasteczko, w którym prawdopodobnie urodził się Pitagoras, z antycznymi ruinami, rzymskim akweduktem) lub Kokkari (typowo grecka wioska z miejscem do plażowania). Po krótkim zwiedzaniu portu i miasteczka Samos wsiedliśmy więc do autobusi kursującego po wyspie i pojechaliśmy do Kokkari. To malutka grecka wioska, z białymi domami, pomarańczowymi dachami, wąskimi uliczkami i chodnikami. W tle widać było góry. To miejsce jeszcze nie zostało skażone masową turystyką. Miejscowa plaża jest wprost cudowna! Z jednej strony zamknięta górami, z drugiej w morze wcinają się malownicze skały. Przejrzystość i kolor wody zapierają dech. Ludzi można było praktycznie policzyć na palcach.
Plaża jest kamienista, więc nie było dzieci, morze mocno falowało, więc korzystających z kąpieli też nie było wielu. Wystarczyło pójść kawałek dalej, by poczuć się jak na egzotycznej wyspie. Wrażenie to wywołują specyficzne parasole. Im dalej od plaży, tym widok był ładniejszy. Najpierw naszym oczom ukazały się budynki ulokowane wzdłuż brzegu, na cyplu. Dalej, bezpośrednio przy morzu, były restauracje ze stolikami, a następnie miejsce wprost fantastyczne - cypel otoczony błękitną, krystalicznie przejrzystą wodą. Dojść do niego można jedynie brodząc w wodzie. Tuż obok znajduje się zaciszna, wąska, kamienista plaża... Ciężko było zmusić się, by opuścić to miejsce.
Selcuk, Efez i okolice
Kolejnym celem naszej wyprawy był Selcuk i okolice. W mieście do zwiedzenia są przede wszystkim trzy miejsca - meczet Isa Bey, cytadela (niestety była wówczas w remoncie i niedostępna dla odwiedzających) oraz ruiny bazyliki św. Jana, gdzie podobno znajdował się grób ewangelisty. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na mieszkające w gniazdach zbudowanych na antycznych ruinach bociany. W centrum napotkamy kilka starych tureckich grobowców oraz pozostałości akweduktu. Nasz zachwyt niezmiennie budziły pomarańczowe drzewka rosnące na trawnikach i dojrzewające na nich owoce.
Kilka kilometrów od miasta znajduje się grecka wioska Sirince. Malutka osada, położona na zboczu wzgórza, słynie z domowej roboty wina. Wzdłuż kilku zaledwie ulic znajduje się mnóstwo winiarni, w których można do woli próbować lokalnych wyrobów. Wybór win jest ogromny, a po dłuższym próbowaniu i wyjściu na zalane słońcem uliczki może zakręcić się w głowie... Do wioski warto się wybrać nie tylko po wino, ale także dla widoków, jakie czekają nas po drodze. Wąska, górska serpentyna ciągnie się przez porośnięte drzewkami oliwnymi wzgórza. Miejscami przebiega tuż obok przepaści. Turcy nie przywiązują zbytniej wagi do przestrzegania przepisów drogowych - czerwone światło mogłoby nie istnieć, kierowcy nie widzą problemów w wyprzedzaniu pod górę autobusem samochodów osobowych, sprzedając w międzyczasie bilety, licząc pieniądze czy zmieniając radiostację. Najczęściej drzwi w dolmuszach podczas jazdy są otwarte i zwykle stoją w nich pasażerowie.
Niedaleko Selcuku napotkamy Artemizjon - pozostałości po ogromnej kiedyś świątyni poświęconej Artemidzie. Dzisiaj pozostało już tam tylko kilka kolumn.
Po drodze do Kusadasi znajduje się najlepiej zachowane miasto starożytnej Grecji, chociaż obecnie leży na terytorium Turcji. Przed wejściem do Efezu mijamy mnóstwo straganów z przeróżnymi pamiątkami. Warto wiedzieć, że za wstęp do wszystkich tureckich zabytkowych miejsc płaci się wyłącznie lokalną walutą. Zanim przekroczymy bramki, należy zaopatrzyć się w wodę i nakrycie głowy. Wśród ruin nie ma gdzie się schronić przed palącym słońcem. Nam przyszło zwiedzać Efez, gdy na termometrze było 40 stopni w cieniu. Rozgrzane kamienie i brak wiatru dodatkowo potęgują uczucie upału.
Tych, którzy potrafią docenić piękno, rozmach i kunszt ponad 3-tysiącletnich budowli, Efez zachwyci. Jeśli komuś brakuje wyobraźni, żeby poczuć i pojąć, jak wielkie rzeczy działy się w tym miejscu przed wiekami, że kiedyś tętniło ono życiem, powinien sobie zwiedzanie ruin odpuścić. My byliśmy pod wrażeniem zdobień, rzeźb, wielkiego amfiteatru, który za czasów swojej świetności mógł podobno pomieścić nawet 30000 osób. Zresztą ta budowla jest widoczna już z daleka, z drogi dojazdowej do Efezu.
Tuż obok znajduje się jaskinia Seven Sleepers. To nekropolia z czasów bizantyjskich. Z jaskinią wiąże się legenda o młodych chrześcijanach, którzy byli prześladowani. Skryli się w jaskini, ale żołnierze znaleźli ich kryjówkę i zamurowali wejście do niej. Według legendy młodzieńcy zapadli w trwający 200 lat sen. Po tym czasie trzęsienie ziemi zburzyło mur i obudziło śpiących.
Pamukkale
Oddalona o kilkaset kilometrów od Kusadasi "Bawełniana Twierdza" była obowiązkowym punktem naszego wyjazdu. Przejazd rejsowym autobusemn z Selcuk, nawet wliczając bilet wstępu i posiłek, wyszedł znacznie taniej niż wykupienie wycieczki fakultatywnej w biurze podróży. Niemniej koszt wyprawy i tak był stosunkowo wysoki (sam przejazd 90 TL + łączony bilet wstępu Pamukkale - Hierapolis 10 TL).
Przez całą drogę kierowca miał w głębokim poważaniu przepisy ruchu drogowego - wyprzedzał na remontowanych i wygrodzonych fragmentach jezdni, wysadzał pasażerów na rondzie, przejeżdżał na czerwonym świetle. W pewnym momencie w trakcie podróży zabrakło jakiegoś oleju w autobusie, przez co nie mogliśmy kontynuowac jazdy. Jako że utknęliśmy na tzw. "zadupiu", rozpoczeły się gorączkowe poszukiwania owego oleju. Żaden z kierowców przejeżdżających autokarów nie mógł nam pomóc. W końcu mieszkańcy wioski, którzy licznie zgromadzili się obserwować poczynania naszego kierowcy, spuścili olej z jednego ze stojących w pobliżu ciągników i po prawie godzinnym postoju w potwornym upale mogliśmy ruszyć w dalszą podróż. Jak szybko musiał jechać kierowca na wąskiej, krętej drodze, niech świadczy fakt, że do celu dotarliśmy spóźnieni o jakieś 20 min., a przymusowy postój przytafił się nam już w okolicy Pamukkale...
Pamukkale to trawertyny - tarasy powstałe na skutek działania bogatej w wapń wody spływającej po zboczu. Ten cud natury jednych zachwyca, innych rozczarowuje, ale śnieżnobiałe skały i błękitne oczka wodne robią wrażenie. Obecnie dla turystów udostępniony jest jedynie niewielki fragment, w tym sztucznie utworzone tarasy. Te naturalne można podziwiać z daleka. W przeszłości bowiem nie dbano o nie i ulegały zniszczeniu. Teraz całość jest pod ścisłą ochroną, panuje bezwzględny zakaz noszenia obuwia. Warto wziąć pod uwagę, że latem poziom wody jest niski, więc w części, jeśli nie we wszystkich, tarasów nie będzie wody. W czerwcu było jej dużo. Do tego stopnia, że zaraz po wejściu należało przejść przez taras wypełniony wodą po kolana.
Po spacerze można skorzystać z kąpieli w Basenie Kleopatry. Ponoć 30-minutowa kąpiel odmładza o kilka lat, a choroby skóry znikają. Nas odstraszyła cena tej przyjemności - 15 TL za kilka minut.
Tuż obok znajduje się starożytne miasto Hierapolis. To starożytne miasto było uzdrowiskiem. Dzisiaj zachowała się głównie nekropolia - chowano tam ludzi, którym kuracja nie pomogła. Warto odszukać Plutonium, miejscie, gdzie z ziemi wydobywają się trujące gazy. Trzeba jednak zachować przy tym szczególną ostrożność. W bardzo dobrym stanie zachował się amfiteatr - choć jest mniejszy niż w Efezie, robi wrażenie.
W drodze powrotnej mieliśmy okazję porównać jak wyglądają eleganckie hotele na wybrzeżu, a jak żyją miejscowi. Różnica bywa przerażająca...
Milet, Didima
Pierwotnie planowaliśmy wycieczkę do trzech starożytnych miast - Milet, Didima, Priene - bo leżą w niezbyt dużej od siebie odległości i w miarę po drodze. Ostatecznie musieliśmy zrezygnować z odwiedzenia Priene. Można wykupić wycieczkę fakultatywną zawierającą wizytę w tych trzech miejscach. My zdecydowaliśmy się na tańszą opcję samochodową.
Didima, bo tam udaliśmy się na początek, nigdy nie była typowym miastem. To obiekt sakralny, mieszczący wyrocznię i świątynię Apolla. Obecnie do ruin ciężko trafić. Wokół trwa rozbudowa kurortu, powstają nowe drogi, mieszkania. Sama świątynia robi wrażenie swoim ogromem. Ze 120 kolumn w całości zostało tylko kilka. Wystarczy jednak stanąć przy którejś z nich, by pojąć rozmach, z jakim budowano świątynię. Obok świątyni znajduje się mnóstwo bogato zdobionych fragmentów budowli, kolumn, rzeźby, płaskorzeźby. Szczególnie dobrze zachowana jest głowa Meduzy - symbol tego miejsca.
Starożytny Milet wieki temu był miejscem tętniącym życiem. Dziś ruiny znajdują się w szczerym polu, a dotrzeć do nich można wyłącznie samochodem, ponieważ nie dojeżdża tam żaden autobus. Centralnym punktem jest Wielki Teatr, który mógł pomieścić 15000 osób. Obejrzeć można również ruiny agory, łaźni, świątyni. Niedaleko znajduje się zabytkowy meczet Ilyas Bey Camii. W wyobrażeniu sobie jak kiedyś wyglądał Milet pomagają tablice z obrazkami.
Meryemana
To punkt obowiązkowy podczas pobytu w Turcji Egejskiej, niezależnie od wyznawanej wiary. Meryemana (Dom Marii Dziewicy) to położony na górze domek, w którym prawdopodobnie ostatnie lata życia spędziła Maria, matka Jezusa. W środku obowiązuje bezwzględny zakaz fotografowania. Można jednak kupić pocztówki z widokiem wnętrza.
Na zewnątrz znajdziemy tablice informacyjne, w tym w języku polskim. Jest również ściana, do której odwiedzający przyczepiają kartki z intencjami, prośbami, modlitwą. Podczas wjazdu samochodem na górę można podziwiać piękne widoki, w tym część ruin Efezu. Na górę można również dotrzeć oznakowanym szlakiem pieszym z Efezu.
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Czarnogóra • Lwów • Barcelona • Chorwacja • Kos • Bratysława • Ronda • Gibraltar • Korfu • Włochy Północne • Lizbona • Madryt • Zakynthos • Kordoba • Dublin • Costa de la Luz • Piza • Praga • Beauvais • Chalkidiki • Alicante • Trondheim • Malta • Budapeszt • Thassos • Brno • Kalabria • Argentyna • Palanga i Lipawa • Kreta • Gozo • Irlandia • Wiedeń • Alpy Austriackie • Bergamo • Edynburg • Fethiye i Oludeniz • Bruksela • Andaluzja • Gandawa • Saloniki • Chopok • Wenecja • Cypr • Segowia • Kadyks • Paryż • Rzym i Watykan • Kijów • Kopenhaga • Brugia • Rodos • Bretania • Algarve • Mediolan • Wilno i Troki • Riwiera Turecka • Wyspy Kanaryjskie • Mykonos • Katalonia • Fatima • Florencja • Buenos Aires • Sewilla • Liverpool • Jerez de la Frontera • Peloponez • Toledo • Santorini • Haarlem • Bodrum • Londyn • Salzburg • Ateny • Stambuł •