Kosmopolityczna wyspa
Zachęceni wyprawą na Santorini, chcieliśmy koniecznie zobaczyć inne wyspy z archipelagu Cyklad. Możliwości jest kilka, ale akurat trafiliśmy na tanie i dobre połączenie na Mykonos. Tam też się wybraliśmy.
Kiedy pojechaliśmy?
Na Mykonos polecieliśmy w pierwszej połowie czerwca. To czas, kiedy można spodziewać się dobrej pogody, ale woda w morzu bywa jeszcze chłodna. Dodatkowym minusem jest bardzo silny wiatr, który wyspę nawiedza regularnie. Nie jest on zimny, ale bywa uporczywy i wpływa np. na komfort podróżowania statkiem czy samolotem.
Gdzie się zatrzymaliśmy?
Mykonos nie jest dużą wyspą, w związku z czym możliwości noclegu są ograniczone. Szczególnie, jeśli nie dysponuje się zbyt wysokim budżetem. Zdecydowaliśmy się na Morfoula's Studios - pokoje na obrzeżu stolicy, z pięknym widokiem na miasto, port i morze. Pokoje nie są specjalnie duże, ale nieźle wyposażone, ładne i czyste. Dodatkowo, dysponują tarasem lub balkonem. Nasz pokój znajdował się na najwyższym piętrze, więc budziliśmy się mając przed oczami słynne wiatraki i ogromne statki wycieczkowe. Budynek oczywiście jest biały, w cykladzkim stylu. Na niższych piętrach może drażnić, że wszyscy przechodzący wyżej mogą zaglądać do pokoi przez okna, ale i tak to miejsce oceniamy naprawdę pozytywnie.
Co zwiedziliśmy?
Nie planowaliśmy zabawić na Mykonos zbyt długo - tylko tyle, żeby trochę odpocząć, złapać słońca i skorzystać z kąpieli morskich. Nieco dłuższe wakacje czekają nas jesienią. 3 i pół dnia w zupełności nam wystarczyło, żeby zjeździć całą wyspę, a do tego popłynąć na Delos.
Pierwsze wrażenia
Na Mykonos nie ma bezpośrednich tanich połączeń lotniczych z Polski. Ze znacznym wyprzedzeniem zakupiliśmy więc lot z Salonik na Mykonos i z Mykonos do Aten, czekając na dobre ceny za podróż na pozostałych odcinkach. Na 3 miesiące przed wylotem udało nam się skompletować loty i mogliśmy zająć się planowaniem wyjazdu. Na wyspę dotarliśmy ok. godziny 22, nieco się obawiajac, czy o tej porze będą jeszcze jakieś taksówki. Okazało się, że akurat stała jedna - być może wkrótce podjechały jeszcze inne. Po kilku minutach byliśmy już w hotelu, a jeszcze przed godziną 24 udało nam się zrobić zakupy i zjeść późną kolację. Mykonos okazało się dokładnie takie, jak je sobie wyobrażaliśmy... gwarne, zakorkowane, kompletnie zatłoczone, bardzo drogie i ewidentnie nastawione na turystów z grubszym portfelem... W sumie aż strach pomyśleć, co tu się dzieje w środku lata. To wszystko sprawia, że choć wyspa jest naprawdę ładna, mamy mieszane odczucia po jej odwiedzeniu.
Do późnych godzin nocnych z niemal każdej strony słychać muzykę, taksówki kursują non stop, a wzdłuż wybrzeża cumują statki imprezowe, rozświetlone i widoczne z daleka. Na kilku najsłynniejszych plażach organizowane są imprezy, na które ściągają tłumy. Nawet komunikacja publiczna funkcjonuje w nocy, co na wyspach raczej się nie zdarza. Wąziutkie uliczki stolicy pełne są turystów, a wszystkie sklepiki, bary i tawerny serwują napoje i posiłki jeszcze długo po zachodzie słońca.
Standardem na greckich wyspach jest brak chodników, trzeba więc uważać na samochody, skutery i quady. Wieczorem niemożliwe jest znalezienie miejsca do parkowania w pobliżu stolicy. Najgorzej jest w weekendy, kiedy na plażach można spotkać również miejscowych, a do tego dochodzą weekendowi goście. Stety, niestety, na Mykonos byliśmy akurat od piątku do wtorku :). Wystarczy jednak wyjść względnie rano, by wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Większość osób odsypia bowiem nocne szaleństwa, dzięki czemu jest spokojnie i pusto. Nie ma co liczyć, że przed godziną 10 zostaną otwarte sklepiki z pamiątkami czy np. biżuterią, którą na Mykonos można kupić dosłownie na każdym kroku. Generalnie - jeśli jesteście nastawieni na zabawę, ta wyspa jest dla Was! A jeśli chcielibyście odpocząć od zgiełku, tłumów lub zabrać na wakacje dzieci - wybierzcie inne miejsce :).
Wiatraki, Mykonos (Chora)
Szybko się okazało, że ze względu na kapryśną pogodę musieliśmy zmienić swoje plany. Wcześniej zakładaliśmy, że w sobotę popłyniemy na Delos, a samochód mieliśmy zamówiony od niedzieli. Okazało się jednak, że poniedziałek ma nie być słoneczny, więc już na miejscu postanowiliśmy, że to wtedy wybierzmy się na zwiedzanie ruin, a słoneczne dni przeznaczymy na plażowanie. Wypożyczyliśmy więc auto w jednej z lokalnych wypożyczalni. Zdążyliśmy jednak dojechać tylko na jedną plażę, żeby się okazało, że kiepsko już działające sprzęgło wysiadło zupełnie. Jakoś zdołaliśmy dojechać z powrotem, ale później straciliśmy kolejną godzinę na oczekiwanie na nowe auto...
Jedną z głównych atrakcji wyspy są wiatraki. 7 tradycyjnych greckich wiatraków stoi na wzgórzu, powyżej zabudowań stolicy. U ich stóp rozciąga się fragment nabrzeża nazywany Little Venice, czyli Małą Wenecją. To popularne miejsce do obserwowania zachodu słońca. Trudno się dziwić, bo promienie zachodzącego słońca odbijają się od białych budynków, tworząc spektakularne widowisko. W jednym z wiatraków wieczorami odbywają się imprezy. Najlepiej przyjść tu rano, kiedy wiatraki oświetlone są przez słońce i... wieczorem lub po południu, kiedy światło pada na Little Venice.
Od wiatraków pieszo ruszyliśmy na spacer po stolicy, która nazywa się tak samo jak wyspa. Można się spotkać także z nazwą Chora (dosłownie: góra). Po stolicy nie da się jeździć autem, bo nie pozwalają na to zbyt wąskie uliczki. W wielu miejscach problematyczne byłoby nawet przejechanie skuterem. Problem więc rozwiązano definitywnie - całkowicie zakazując wjazdu do centralnej części miasteczka. Wjazd jest dozwolony jedynie dla mieszkańców lub dostawców, ale tylko w niektórych miejscach i w określonych godzinach. Biorąc to pod uwagę, można się zastanawiać, jak radzą sobie miejscowi, np. z wywożeniem śmieci. I na to znaleziono rozwiązanie - pracownicy służby oczyszczania chodzą pieszo, ciągnąc specjalne wózki, do których wkładają niewielkie worki czy reklamówki ze śmieciami, wystawiane przed budynki. I choć robią to regularnie, to pojawia się kolejny problem. Wystawione na zewnątrz śmieci w takim upale szybko zaczynają śmierdzieć. Bywa także, że dobiorą się do nich zwierzęta... A jeśli o zwierzętach mowa, to wielu mieszkańców ma psy, które są wyprowadzane na spacer albo same się wyprowadzają, brudząc pomalowane na biało uliczki. I choć spacer po stolicy sprawia dużą przyjemność, o tyle popołudniowy i wieczorny tłok skutecznie ją odbiera :) Kto z nas lubi przepychać się w tłumie, zderzać z innymi ludźmi czy czekać w kolejce, bo ktoś się nagle zatrzymał i wszyscy za nim także musieli :)
To tylko drobne szczegóły, ale niewątpliwie wpływają na odbiór wyspy przez turystów. Dla nas największym problemem był jednak brak tej specyficznej greckiej atmosfery, do której przywykliśmy w czasie naszych wielokrotnych podróży do tego kraju. Na Mykonos nie ma słynnej życzliwości, nie ma sennego wyspiarskiego klimatu, starszych panów grających wieczorami w karty czy tryktraka. W wielu innych miejscach w Grecji, mimo przecież tłumu turystów, można odczuć, że jest się traktowanym indywidualnie i mile widzianym. Na Mykonos tego nie ma. Może przez to, że wyspa jest tak popularna, może przez inny typ ludzi ją odwiedzających, a może przez to, że jest bogata i mieszkańcy nie muszą się specjalnie starać, bo turystów i tak nie zabraknie... W każdym razie czegoś nam tu brakowało. Nie było również specyficznego zapachu tymianku i innych ziół, który zawsze wita nas w Grecji od razu po wyjściu z samolotu. Chyba właśnie dlatego, że to miejsce nie ma charakteru, nie sądzę, żebyśmy kiedyś tu wrócili. Bo białe domki są przecież na każdej wyspie na Cykladach.
Kapari Beach, Ornos Beach, Psarou Beach, Platis Gialos, Kalo Livadi
Jako że Mykonos plażami stoi, odwiedziliśmy ich całkiem sporo. Na początku wybraliśmy się na Kapari Beach. Plaża położona jest na zachodzie wyspy i oferuje widok na wyspy Delos i Rineję. Nie jest zbyt duża, ale piaszczysta. Dodatkowo, dostęp do niej nie jest szczególnie łatwy, bo trzeba zejść w dół po dużych kamieniach, ale za to cisza i spokój są gwarantowane. Trzeba tylko zabrać ze sobą wszystko co potrzeba i pogodzić z brakiem toalety. Widoki jednak rekompensują drobne niedogodności, a błękit wody podkreślają dodatkowo białe skały otaczające plażę.
Po krótkim postoju ruszamy dalej, mijając wkrótce małą plażę Agios Ioannis, a przy niej malowniczy kościół św. Jana. Kawałek dalej, za skałkami, przy których cumują łódki, jest dalsza część plaży - znacznie szersza, zorganizowana i momentami zatłoczona. Tuż obok znajduje się kilka ekskluzywnych hoteli. Dalej na półwyspie są wille z basenami, oferujące cudowne widoki i pełną prywatność, jeśli tylko wystarczy nam pieniędzy, żeby za nie zapłacić... Półwysep połączony jest z wyspą wąskim przesmykiem, z którego obu stron znajdują się plaże noszące nazwę Ornos. Jedna jest wystawiona na silne wiatry i wybierana przede wszystkim przez surferów. Plaża południowa od początku do końca zastawiona jest niezliczonymi rzędami leżaków i parasoli. Są tu restauracje, bary i hotele i generalnie jest to jedno z najpopularniejszych miejsc na Mykonos.
Niedaleko znajduje się kolejna z najchętniej odwiedzanych plaż - Psarou. Otaczają ją wzgórza, na których zbudowano ekskluzywne wille z prywatnymi basenami. Jest tu nawet lądowisko dla śmigłowców, a u wybrzeży cumują ekskluzywne jachty i statki wycieczkowe. Bogacze mogą skorzystać z wypożyczalni jachtów klasy vip. Kolejna z zatłoczonych południowych plaż to Platis Gialos. Także i ona jest dobrze zagospodarowana i ma zaplecze hotelowo-gastronomiczne.
Bardzo fajna, duża plaża to położona na południu Kalo Livadi. Jest dobrze zorganizowana, ma zaplecze gastronomiczne i odpowiednią infrastrukturę. Chętnie odwiedzana jest przez miejscowe rodziny z dziećmi, szczególnie w weekendy.
Kalafati Beach, Agia Anna
Niemal na południowo-wschodnim końcu wyspy znajdują się plaże Kalafati i Agia Anna. Obie są żwirkowe z domieszką gruboziarnistego piachu. Jest tu znacznie spokojniej, ale jednocześnie nie brakuje plażowej infrastruktury. Fakt - dojazd ze stolicy zajmuje trochę czasu i bez samochodu, skutera czy quada się nie obejdzie. Na sporych fragmentach wejście do wody jest kamieniste, czy może bardziej "płytowe" lub "rafowe". Przy Agia Anna jest jeszcze jedna plaża, Divonia, a za nią półwysep. Wniesienie może nie jest szczególnie wysokie, ale wejście na górę okazało się strzałem w "10", bo widok jest fantastyczny. Doskonale widać stąd wszystkie trzy plaże, a także położoną nieopodal wysepkę Dragonissi. Dalej jest jeszcze kilka plaż, w tym przeznaczona dla naturystów Lia, ale można śmiało powiedzieć, że tutaj kończy się cywilizacja na Mykonos, bo surowe, skaliste wybrzeże raczej nikogo nie zachęca i nie ma nic do zaoferowania.
Ftelia
Jedna z plaż na Mykonos szczególnie przypadła nam do gustu. Niemal pusta, jak okiem sięgnąć, dzika i piękna. Ftelia nie jest polecana turystom ze względu na ekspozycję na silne północne wiatry. I rzeczywiście, podczas naszego pobytu wiało raz mocniej, raz słabiej, ale zdarzają się dni, kiedy wiatr jest lżejszy i wtedy naprawdę warto tu przyjechać. Brak serwisu plażowego rekompensuje złoty, miękki piasek i cudownie błękitna woda. W bezwietrzne dni fala jest niewielka, a kiedy mocno wieje, można tu spotkać surferów. Na końcu plaży znajduje się tawerna i choć serwuje pyszne dania, porcje są raczej małe i drogie. Warto więc wziąć ze sobą wszystko, co potrzeba, bo sklepu w okolicy nie ma.
Merchia, Panormos Beach
Położone na północnym-wschodzie plaże są odwiedzane głównie przez miejscowych. Żeby jednak móc powiedzieć, że zwiedziliśmy wyspę dokładnie, wybraliśmy się na plażę Merchia. Chociaż jest całkiem duża, zwykle raczej pusta. Częściowo zapewne przez ekspozycję na wiatr, częściowo przez brak infrastruktury. Do tego jest żwirowo-kamienista, podobnie jak wejście do wody. A że znajduje się daleko od stolicy, docierają tu nieliczni. Na wychodzącym w morze cyplu stoi kościółek Agios Nikolaos z obowiązkowym czerwonym dachem.
Zdecydowanie ciekawsza wydaje się położona dużo dalej na zachód plaża Panormos. Jest piaszczysta, z domieszką żwirku, zamknięta z obu stron niewielkimi wzgórzami i generalnie rzadziej odwiedzana przez turystów.
Paradise Beach, Super Paradise
Będąc na Mykonos, nie mogliśmy pominąć dwóch plaż uznawanych ogólnie za najlepsze i najchętniej odwiedzanych. Mowa oczywiście o Paradise i Super Paradise. Nam niespecjalnie przypadły do gustu, ale... od początku :) Najpierw pojechaliśmy na Paradise Beach. Bardzo duży parking przed południem był niemal pusty. Sama plaża to mieszanka zbitego piasku ze żwirkiem. Takie też jest wejście do wody. Blisko brzegu jest "rafa" - płaskie kamienie czy płyty, porośnięte śliskimi glonami, muszlami itp. Mogą się więc przydać buty do wody. Na całej długości stoją leżaki, choć tutaj akurat zostawiono dużą przestrzeń pomiędzy nimi a lustrem wody.
Jest też pomost, przy którym cumują łodzie wycieczkowe, i baza sportów wodnych, bary... cały dzień gra muzyka... Ogólnie - całkiem nieźle, jeśli się lubi tego rodzaju wypoczynek. Ale spodziewaliśmy się czegoś więcej, jakiegoś "wow". Niestety, niczego takiego tu nie było. Szybko pojechaliśmy więc w inne miejsce - na plażę Super Paradise. To właśnie tu odbywają się słynne całonocne imprezy, disco w pianie, gay party itp. Na plażę wchodzi się przez ogromny bar, przystosowany do przyjęcia prawdziwych tłumów. To też jedna z plaż, gdzie homoseksualistów dostrzega się najbardziej. O ile na większości plaż można spotkać takie pary, ale raczej w bocznych ich częściach albo w sposób nieafiszujący, tutaj będą ci, którzy swoją orientację demonstrują otwarcie i bywa, że w sposób skrajny.
Plaża jest szeroka, dzięki czemu pomiędzy leżakami i wodą jest jeszcze spora przestrzeń. Liczyliśmy, że może tutaj - na najsłynniejszej przecież plaży - spotkamy miękki piasek, ale nic z tego. Piach jest, ale gruboziarnisty, a po wejściu do wody nogi natychmiast się zapadają. Także i tu spotkamy rafę, na której łatwo się pośliznąć, ale dosłownie kawałeczek dalej jest już ok. Woda jest czyściutka, fala żadna, a silny wiatr w ogóle nieodczuwalny.
To chyba główne atuty gwarnych południowych plaż. Jak większość na Mykonos, także i Super Paradise zamknięta jest z dwóch stron niewielkimi wzniesieniami, z których rozpościera się piękny widok na okolicę. To co nas zniechęciło do dłuższego pobytu tutaj, to hałas, tłok i... ceny :) 20 euro za komplet 2 leżaki + parasol to cena zdecydowanie wygórowana, nawet biorąc pod uwagę standardy nie tyle greckie, ile włoskie czy hiszpańskie. To doskonałe miejsce dla osób ceniących sobie na wakacjach rozrywkę i zabawę, a przede wszystkim nie liczących się z wydawanymi pieniędzmi. Dosyć szybko postanowiliśmy zmienić otoczenie na bardziej kameralne. Naszym celem była położona na północy plaża Agios Sostis.
Agios Sostis
Surowe skałki położone nieopodal plaży Agios Sostis worzą malowniczy krajobraz z malutkimi zatoczkami, zupełnie pustymi podczas naszego pobytu. Szkoda tylko, że pogoda nieco się zepsuła, a słońce skryło za warstwą wysokich chmur. Do wyboru mamy więc dwie plaże - malutką, u podnóża kościółka, i główną. Ta, choć bardzo długa i piaszczysta, nie ma zaplecza gastronomicznego ani żadnej infrastruktury, przez co przyciąga nieco inny rodzaj turystów. Odpoczywają tu rodziny albo pary, nastawione na spokojny relaks. Przy wejściu do wody jest odrobina żwirku, ale jakoś specjalnie nie przeszkadza. Słonko akurat nie paliło, spędziliśmy więc dwie godziny w ciszy i spokoju, nie myśląc zupełnie o niczym...
Delos
Starożytne Delos znajduje się na wyspie oddalonej od Mykonos o ok. 2 km. Szacuje się, że pierwsze ślady osadnictwa pochodzą z ok. 2500 lat p.n.e. Mimo że sama wyspa jest niewielka, miasto było bardzo duże, o czym można się przekonać spacerując po ruinach. Na Delos można się wybrać z grupą i przewodnikiem, ale też można samemu zakupić bilety na statek w kasie i zwiedzać na własną rękę albo już na miejscu dołączyć do grupy. Jako że lubimy zwiedzać we własnym tempie, zawsze szybciej niż z przewodnikiem, wybraliśmy się tam na własną rękę. Tanio nie jest, bo 40-minutowy rejs w tę stronę i tak samo długi z powrotem kosztuje 20 euro. Potem jeszcze trzeba zapłacić 12 euro za wstęp do ruin. Ostatecznie okazało się, że muzeum pod dachem jest w remoncie, więc zapłaciliśmy tylko połowę ceny. Silny wiatr meltemi, który bardzo często nawiedza wyspę, daje się we znaki także na morzu. A że wiało akurat w porywach nawet 90-100 km/h, morze musiało się burzyć. Kiedy przypłynęliśmy na Delos, było 4-5 w skali Beauforta, ale podczas powrotu wiało już z siłą 6 Bf, co przy tak niewielkim statku było mocno odczuwalne, ale o tym za chwilę.
Po wyjściu ze statku trzeba się ustawić w kolejce po bilet. Na początku idzie wolno, bo jako pierwsi podchodzą przewodnicy i zakupują bilety grupowe. Potem wszystko idzie już sprawnie i po kilku minutach możemy rozpocząć zwiedzanie. Do wyboru mamy dwie trasy - dolną i górną, od której można podejść jeszcze wyżej. Na to wszystko jest ok. 3 godzin, co teoretycznie wystarcza na przejście z przewodnikiem jednej trasy. Nam udało się w tym czasie przejść wszystkimi :) i jeszcze czekaliśmy trochę na odpłynięcie statku. Co można napisać o samych ruinach... przy dużej dozie wyobraźni można zobaczyć, jak miasto wyglądało w czasach swojej świetności. Całkiem sporo zachowało się do czasów obecnych. Jeśli chodzi o wycieczkę, warto się do niej przygotować. Na miejscu jest wprawdzie mały barek, w którym można kupić coś do picia lub jedzenia, ale dopiero po przejściu większości trasy. Można też zakupić coś na statku. Oczywiście, przyda się nakrycie głowy i wygodne buty. O cieniu można zapomnieć, a rejsy są organizowane w takich godzinach, że słońce praży mocno. Dosyć męczące jest wejście na najwyższy punkt trasy, ale naprawdę warto, bo widok jest fantastyczny.
Po kilku godzinach wracamy na Mykonos. Przy 6 Bf i falach wysokości 2-3 m statkiem kołysze mocno. Nie da się stać, nie trzymając mocno obydwoma rękami, o czym boleśnie przekonała się jedna z pasażerek. Ci, którzy wybrali boczne ławki, narażeni byli na silne podmuchy wiatru i co i rusz wlewającą się na pokład wodę, przez co opuszczali statek kompletnie przemoczeni. Jeśli ktoś ma chorobę lokomocyjną, bez aviomarinu się nie obędzie. Można wcześniej sprawdzić prognozę falowania morza :). Dodatkowym atutem rejsu jest piękny widok na całą stolicę Mykonos - doskonale widać port, wiatraki i kościół Panagia Paraportiani. A jeśli nie na Delos, warto wybrać się choćby w rejs wzdłuż wybrzeża albo do jednej z plaż.
Mykonos (Chora)
Poza plażami, główną atrakcją wyspy jest jej stolica z bardzo gęstą cykladzką zabudową. Kilka razy przespacerowaliśmy się wzdłuż portu, mając nadzieję na spotkanie maskotki Mykonos, pelikana Petrosa. Niestety, nie było go, za to pojawiła się gęś, która często towarzyszy pelikanowi. Tuż nad brzegiem morza stoi malutki kościółek Agios Nikolaos z charakterystyczną błękitną kopułą. Wzdłuż nabrzeża ciągnie się rząd sklepików i tawern, oferujących przede wszystkim świeże ryby i owoce morza. Dosłownie kilka kroków dalej jest jedno z najsłynniejszych miejsc na wyspie - kościół Panagia Paraportiani. Swoją niespotykaną bryłę zawdzięcza temu, że jest to de facto 5 kościołów, zbudowanych w okresie XIV-XVII w.
Koniecznie trzeba przejść się wąskimi uliczkami, nie tylko główną alejka, i poczuć klimat tego miejsca. Co ciekawe, zupełnie inaczej ono wygląda, kiedy jest pusto, inaczej kiedy jest tłum ludzi, inaczej rano, inaczej nocą...
Little Venice
Nieco dalej, u podnóża wiatraków, jest miejsce nazywane Little Venice. Dawniej była to osada założona w XVIII w. przez najbogatszych mieszkańców wyspy. Teraz to kilka kolorowych domów, o które rozbijają się morskie fale. Kawałeczkiem nabrzeża można przejść, dalej mamy kilka lokali gastronomicznych z ogródkami przy samej wodzie i to w zasadzie wszystko. Pozostałe budynki można oglądać jedynie z zewnątrz. Czasami w tej okolicy pojawia się pelikan Petros. Bywa, że przy silnym wietrze stoliki są zalewane przez wysokie fale, podobnie zresztą jak przejście, spacer którym może skończyć się niespodziewaną kąpielą :). Jak łatwo się domyślić, ceny w tutejszych lokalach są jeszcze wyższe niż w innych miejscach, ale i tak klientów nie brakuje.
Elia Beach
Plaża Elia jest naszym zdaniem jedną z najładniejszych na Mykonos i zarazem jedną z najchętniej odwiedzanych. Szeroka, dobrze zagospodarowana, stanowi mieszankę piasku ze żwirkiem lub gruboziarnistym piachem. Elia jest popularna wśród naturystów, którzy zwykle wybierają fragmenty przy skałkach, ale pojedyncze osoby zdarzają się również w innych jej częściach. Plaża oferuje muzykę, zaplecze gastronomiczne i sporty wodne. Generalnie - na plus.
Agios Stefanos
Niedaleko stolicy znajduje się mała, ale bardzo ładna plaża Agios Stefanos. Jest piaszczysta, ma ratownika, a leżaki i parasole zajmują tylko niewielką jej część. Główny minus to położenie bezpośrednio przy drodze, ale za to widok cumujących nieopodal wielkich statków rekompensuje drobne niedogodności. Jako że port na Mykonos nie jest szczególnie duży, większość wielkich statków cumuje w zatoce, niedaleko brzegu. Od godzin porannych do późnej nocy pomiędzy nimi a portem kursują wodne taksówki przewożące pasażerów. Prawdę mówiąc, miejscowi nieszczególnie cieszą się z tego typu turystów, którzy zostawiają w odwiedzanych miejscach relatywnie mało pieniędzy, a najwięcej wydają na statkach. Podobny problem dotyczy zresztą innych miejsc, jak np. Wenecja, Santorini czy inne znane miasta portowe. Mimo wszystko, wycieczkowce na stałe wpisały się w panoramę Mykonos, a szczególnie fajnie wyglądają, gdy są podświetlone nocą.
Ano Mera
Zachęceni pozytywnymi opiniami i opisami w różnych przewodnikach, wybraliśmy się do wioski Ano Mera. To ponoć najbardziej malownicza miejscowość na całej wyspie. Rzeczywistość okazała się bezlitosna... Spory plac, dookoła trochę białych domów, kilka straganów z pamiątkami i - skądinąd bardzo ładny - monastyr Panagia Tourliani. I to wszystko. Niedaleko znajduje się miejsce, które często kojarzone jest z wioską, sprawiając mylne wrażenie, że ona cała wygląda tak samo. Fantazyjny, cykladzki do ostatniego elementu budynek to jednak tylko hotel, który kilkakrotnie mijaliśmy po drodze.
Nasza krótka przygoda na Mykonos szybko dobiegła końca. Pora wracać... Jeszcze tylko ostatnie zdjęcia, obowiązkowe zakupy greckich ziół, przypraw i oliwek, które będą nam towarzyszyć w domu do kolejnych greckich wakacji i w zimowe dni przypominać o słońcu i ciepłym morzu.
czerwiec 2017 r.
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Piza • Stambuł • Kos • Praga • Kusadasi • Bruksela • Peloponez • Cypr • Ronda • Kreta • Korfu • Brno • Kopenhaga • Irlandia • Zakynthos • Włochy Północne • Wenecja • Kordoba • Riwiera Turecka • Buenos Aires • Costa de la Luz • Czarnogóra • Thassos • Trondheim • Argentyna • Santorini • Algarve • Lwów • Gozo • Katalonia • Fatima • Paryż • Fethiye i Oludeniz • Gandawa • Bretania • Chopok • Gibraltar • Rodos • Florencja • Toledo • Bergamo • Liverpool • Salzburg • Rzym i Watykan • Beauvais • Haarlem • Madryt • Saloniki • Kalabria • Lizbona • Bratysława • Sewilla • Alicante • Kadyks • Malta • Alpy Austriackie • Jerez de la Frontera • Wilno i Troki • Londyn • Kijów • Segowia • Edynburg • Chalkidiki • Wyspy Kanaryjskie • Dublin • Barcelona • Chorwacja • Mediolan • Budapeszt • Ateny • Palanga i Lipawa • Wiedeń • Bodrum • Andaluzja • Brugia •