wNieznane.pl

Wyspy Kanaryjskie

W krainie wulkanów



Na Wyspy Kanaryjskie wybraliśmy się we wrześniu. Wybór tego miesiąca był decyzją przemyślaną. Chcieliśmy uniknąć tłumów, które na "Kanary” ruszają od czerwca do sierpnia. Woleliśmy też, żeby temperatura powietrza nie była zbyt wysoka. Naszym celem była najbardziej wysunięta za zachód wyspa, czyli Lanzarote. Na tej wulkanicznej wyspie praktycznie nie istnieje ryzyko deszczowej pogody. Opady mogą przytrafić się tylko zimą – od grudnia do lutego. Zdarza się jednak i tak, że zimą nie spada ani kropla deszczu.

Północne wybrzeże wyspy Fuerteventura widziane od strony miejscowości Corralejo (foto: wnieznane.pl)

Określenia "zima” i "lato” niezbyt dobrze opisują jednak klimat na Lanzarote. Wyspa ta nazywana jest wyspą wiecznej wiosny. W zimowych miesiącach temperatura rzadko spada poniżej +20°C. Latem do wyjątków należą zaś dni, gdy temperatura przekracza +30°C. Do tego niemal nieustanne wiatry powodują, że nawet wysoka temperatura nie jest dokuczliwa i męcząca
Lanzarote jest niewielką wyspą, której większość mieszkańców utrzymuje się z pracy związanej z obsługą turystów. Nic więc dziwnego, że miejscowi do przyjezdnych nastawieni są bardzo życzliwie. Podczas naszej wizyty na Wyspach Kanaryjskich odwiedziliśmy również niewielką wysepkę La Graciosa oraz wyspę Fuerteventura.

Gdzie się zatrzymaliśmy?

Na Lanzarote turyści mają zapewnioną dobrze rozbudowaną infrastrukturę turystyczną. Miejsce na nocleg znajdą zarówno osoby o mniej zasobnych portfelach, jak i zwolennicy luksusów. Powodów do narzekań nie będą mieli też miłośnicy sportów wodnych. Lanzarote oraz sąsiednia wyspa Fuerteventura mają doskonałe warunki do uprawiania ich wszelkich odmian.

Nasz hotel na Lanzarote (foto: wnieznane.pl)

Pewne problemy mogą mieć za to zwolennicy wylegiwania się na piaszczystych plażach. Na Lanzarote plaże są... czarne. Wszystko dlatego, że plaże pokryte są warstwą wulkanicznej lawy. Miejscowi zadbali jednak o swoich gości i przygotowali sztuczne piaszczyste plaże. Zwolennicy naturalnych wybrzeży nie mogą ominąć miejscowości Corralejo na wyspie Fuertaventura. Znajdują się tam rozległe piaszczyste plaże. Piach na nich pochodzi z Sahary. Na Wyspy Kanaryjskie przynosi go wiatr oraz prądy oceaniczne.

Na Lanzarote najbardziej zaskoczyć może krajobraz. Próżno szukać w nim kolorów zieleni. Z wyspą ostro obchodziły się siły natury. Ponad 300 lat temu żyzna i zielona część wyspy została zalana lawą z wybuchających wulkanów. Wszędzie można natknąć się na wulkaniczne skały oraz obserwować, jak ludzie nadal walczą z siłami natury.

Co zwiedziliśmy?

Na Wyspach Kanaryjskich spędziliśmy osiem dni. Było to jednak wystarczająco dużo czasu, by odwiedzić trzy wyspy. Każda z nich jest warta wizyty. Pierwszego dnia z Lanzarote zapoznawaliśmy się... pieszo. Ze skalnym oceanicznym wybrzeżem najlepiej zapoznać się właśnie z tej perspektywy. Czarne wulkaniczne skały wdzierające się w ocean warto oglądać z bliska, a nie zza szyby samochodu.

Czarna plaża w miejscowości Ajuy na wyspie Fuerteventura (foto: wnieznane.pl)

Parque Nacional de Timanfaya

Kolejnego dnia postanowiliśmy odwiedzić najlepiej znane atrakcje na wyspie. Pierwszym punktem naszej wycieczki był Park Timanfaya (Parque Nacional de Timanfaya). W miejscu tym można przekonać się jak potężną siłą dysponuje natura. W Parku Timanfaya próżno szukać drzew czy krzewów. Całe jego terytorium pokryte jest bowiem zastygłą lawą wulkaniczną. Park obejmuje obszar, na którym w latach 1730-1736 miały miejsce jedne z największych w Europie erupcji wulkanicznych. Całość przypomina więc krajobraz niczym z filmów fantastycznych, których akcja dzieje się na odległych planetach.

Widok na powulkaniczny krajobraz z Islote de Hilario (foto: wnieznane.pl)

Kiedy wjeżdżamy na teren Parku Timanfaya, wita nas postać diabła, który jest symbolem parku. Diabła - jak większość atrakcji na wyspie - zaprojektował César Manriquez, o którym wspomnimy jeszcze nie raz. Samochodem dojeżdżamy do Wyspy Hilarego (Islote de Hilario), gdzie znajduje się punkt widokowy oraz restauracja. W restauracji stoi dość specyficzny grill. Potrawy na nim przyrządzane są przy wykorzystaniu naturalnego ciepła wulkanu z wnętrza ziemi. Na Wyspie Hilarego już kilka centymetrów pod powierzchnią ziemi kamienie są gorące. Przekonać można się o tym na własnej skórze. Wystarczy do ręki wziąć garść żwiru spod nóg, by po chwili mieć gorące dłonie. Specjalne pokazy temperatury panującej pod powierzchnią ziemi przygotowuje także obsługa Parku. Suche krzaki wrzucone do dziury w ziemi po kilkudziesięciu sekundach zapalają się pod wpływem wysokiej temperatury. Woda wlana we wkopaną w ziemię rurę po kilku sekundach wraca zaś w postaci wybuchu gejzera.
Park Timanfaya został przystosowany do zwiedzania przez turystów. Między wygasłymi wulkanami i zastygłą lawą wylano asfaltową drogę. Wstęp na nią mają jednak tylko autokary. Na szczęście na Wyspie Hilarego można dołączyć do jednej z licznych wycieczek. Podróż po krainie lawy i Gór Ognia zajmuje 30 minut.

Los Hervideros, El Golfo, La Geria

O sile natury można przekonaliśmy się również przemieszczając się z Parku Timanfaya na wybrzeże Los Hervideros. Po drodze mijamy kolorowe jeziora. Nie są to jednak prawdziwe jeziora – na Lanzarote nie ma rzek, jezior oraz wód powierzchniowych. Kolorowe zbiorniki to miejsca, w których odsalana jest woda oceaniczna. Wszelka woda na Lanzarote pochodzi bowiem z oceanu. Z tego powodu ma też dość specyficzny zapach.

Los Hervideros, czyli miejsce, gdzie rozgrzana lawa spotkała się z oceanem (foto: wnieznane.pl)

Zostawiamy za sobą solne jeziora i docieramy do Los Hervideros. W miejscu tym rozgrzana wulkaniczna lawa wpadała do oceanu. W efekcie spotkania tak przeciwstawnych sił  powstały skały o fantazyjnych kształtach. Choć do wspomnianego spotkania doszło blisko 300 lat temu, to woda do dziś wdziera się w skały i rzeźbi w nich kolejne tunele.
Będąc w Los Hervideros nie można zapomnieć o odwiedzinach rybackiej miejscowości El Golfo. Białe miasteczko – na Lanzarote wszystkie budynki są białe lub bardzo jasne – kryje zagadkę, której naukowcy nie potrafią rozwiązać do dziś. Tuż obok El Golfo znajduje się zielona laguna, która nazywa się identycznie jak miejscowość. Laguna znajduje się kilkadziesiąt metrów od błękitnego oceanu. Zieleń i błękit kontrastują z czarnymi zboczami gór.

Laguna El Golfo. Zielona woda kilkadziesiąt metrów od błękitnego oceanu (foto: wnieznane.pl)

Jak widać w naszej opowieści Lanzarote to prawdziwie "piekielna” odsłona Wysp Kanaryjskich. Jednak nawet w tak niesprzyjających warunkach człowiek nie daje za wygraną. Przejawem tego jest rejon La Geria, gdzie na polach pokrytych wulkanicznym pyłem uprawiana jest winorośl na słynne wino malvasia. W pyle drążone są zagłębienia, w których sadzi się krzaki. Całość otoczona jest półokrągłym murkiem z kawałków zastygłej lawy. Murek osłania przed wiatrem, a zagłębienie pozwala spływać wodzie z porannej rosy. Półokrągłe murki to widok tradycyjny dla regionu La Geria. Obecnie są jednak wypierane przez ich proste odpowiedniki. Taka metoda pozwala bowiem na uzyskanie większych zbirów. Miejscowe władze zachęcają jednak rolników do stosowania tradycyjnych metod uprawy winorośli.

Jameos del Aqua

Po opuszczeniu rejonu La Geria udajemy się do jednego z najpiękniejszych na wyspie dzieł natury, które upiększone zostało ludzką ręką. Zanim dotrzemy jednak do Jameos del Aqua zahaczamy o najwyższe wzniesienie na wyspie, z którego roztacza się widok na wybrzeże oraz Dolinę Tysiąca Palm. Jest to również jedno z nielicznych miejsc na wyspie, gdzie niebo i słońce może być zasłonięte chmurami. Zjazd do Doliny Tysiąca Palm to podróż malowniczą i krętą drogą (jak przekonaliśmy się wkrótce, na Fuerteventurze są jeszcze bardziej malownicze i kręte drogi, ale o tym za chwilę).

Basen i palmy w Jameos del Aqua (foto: wnieznane.pl)

Przy wjeździe do Jameos del Aqua wita nas postać kraba. Nawiązuje ona to endemicznego gatunku kraba Munidopsis polimorpha, a zaprojektowana została oczywiście przez Césara Manriqueza. Jameos del Aqua to jaskinia, którą rozgrzana lawa przedostawała się do oceanu. Jest to także pierwsza architektoniczna atrakcja, którą na Lanzarote zaprojektował Manriquez. Piękno dzieła natury zostało tu połączone z ludzką pomysłowością. Po schodach dostajemy się 10 metrów pod ziemię i stajemy u wejścia do wulkanicznego tunelu. Na jego początku i końcu mieszczone są niewielkie bary, które zostały stworzone oczywiście wg pomysłu Manriqueza. Po przejściu wulkanicznym tunelem, dochodzimy do otwartej wulkanicznej groty. Mieści się w niej basen (obowiązuje zakaz kąpieli) oraz ogród z egzotycznymi roślinami.
Za grotą wulkaniczną trafiamy do największego pomieszczenia Jameos del Aqua. Jest nim Audytorium, czyli 600-osobowa sala koncertowa, która znajduje się w jednej z grot. Charakteryzuje się ona doskonałą akustyką i jest częstym miejscem imprez. Z Audytorium wracamy do otwartej groty wulkanicznej z basenem. Stąd schodami przemieszczamy się na tarasy widokowe, skąd doskonale widać jaskinie Jameos del Aqua oraz pobliski ocean. Wytrwali mogą odwiedzić jeszcze interaktywne muzeum wulkanów.

Bar w Jameso del Aqua (foto: wnieznane.pl)

Jardin de Cactus

Z Jameos del Aqua przemieszczamy się do kolejnego miejsca, na którym swoje piętno odcisnął Manriquez. Jest nim ogród kaktusów (Jardin de Cactus), który znajduje się w dość oryginalnym miejscu. Na potrzeby ogrodu zaadoptowane zostały bowiem pozostałości po opuszczonym kamieniołomie. Całość stała się domem dla ponad tysiąca gatunków kaktusów z całego świata. Konstrukcja ogrodu wzorowana jest na rzymskich amfiteatrach. Nad całością góruje zaś biały młyn Guatiza.

W ogrodzie kaktusów zgromadzono kilka tysięcy gatunków roślin z całego świata (foto: wnieznane.pl)

La Graciosa

Odwiedzając Lanzarote nie mogliśmy pominąć także sąsiedniej wyspy. Kolejnego dnia wybraliśmy się na niewielką wysepkę La Graciosa, która należy do Lanzarote. Na La Graciosę dostać można się tylko statkiem. Udajemy się więc do miejscowości Orzola, skąd wypływają statki do celu naszej wyprawy. Ciekawym pomysłem jest wykupienie biletu na rejs na wyspę, który obejmuje nie tylko transport, ale również opłynięcie pobliskich wysepek oraz czas na plażowanie. Decydujemy się właśnie na takie rozwiązanie. Oczywiście coś dla siebie znajdą także osoby, które chcą tylko przemieścić się z Lanzarote na La Graciosę.
Wizyta na La Gracosie to podróż niczym na Dziki Zachód. Na wysepce znajdują się tylko dwie miejscowości. Zamieszkuje je łącznie niewiele ponad 600 osób. Na wyspie nie ma asfaltowych dróg. Jedyne środki transportu to samochody terenowe oraz rowery. Na turystów czekają też niewielkie bary oraz kawiarenki w miejscowości Caleta del Sebo, gdzie przybija statek.

Żółta góra na wybrzeżu wyspy La Graciosa (foto: wnieznane.pl)

O ile w Parku Timanfaya zachwycały nas czerwone góry, to na La Graciosie nie możemy napatrzyć się na żółte wzniesienia. Nie brakuje tu również piaszczystych plaż, na których plażowiczów jest zdecydowanie mniej niż na Lanzarote. Decydując się na rejs z miejscowym przewoźnikiem, otrzymujemy również ciekawy sposób dostania się na owe wyludnione plaże. Jako że statek nie może dobić do brzegu, cumuje ok. 150 metrów od niego. Załoga zachęca zaś pasażerów do wyskoczenia za burtę i dostania się na plażę wpław. Osoby, które wolą tradycyjny sposób podróży na brzeg, muszą odczekać swoje w kolejce do małych łódek, którymi transportowane są ze statku.

Fuerteventura - Ajuy, Betancuria, Corralejo

Po rejsie na wyspę La Graciosa następny dzień postanawiamy spędzić na wyspie Fuerteventura. Jedziemy do miejscowości Playa Blanca, skąd promem płyniemy do miejscowości Corralejo. Fuerteventura jest drugą co do wielkości wyspą archipelagu kanaryjskiego. Jest też bardziej zielona. W ciągu ostatnich kilkuset latach wulkany obchodziły się z nią delikatniej i natura miała czas na przebicie się na powierzchnię.

Na poznawanie Fuertavenury konieczne jest poświęcenie kilku dni. Niestety nie mieliśmy aż tyle czasu, więc musieliśmy ograniczyć się do odwiedzenia tylko kilku charakterystycznych miejsc. Jako że wyspa ta znana jest z uprawy aloesów, nie mogliśmy ominąć plantacji tej rośliny. Od razu widać, że aloesy mają tu sprzyjające warunki do rozwoju. Uważać trzeba jednak na miejscowych speców od marketingu i reklamy, którzy na wszelkie sposoby przekonują, że kosmetyki z aloesu są remedium na wszelkie choroby świata.
Podróżując po wyspie Fuertaventura częściej niż na Lanzarote napotykamy palmy. Ich większe skupisko to jasny znak, że tym miejscu znajduje się woda. Stałym elementem krajobrazu są także wiatraki służące do wydobywania wody spod ziemi, zabytkowe młyny służące do produkcji gofio (mąka z uprażonych i zmielonych ziaren kukurydzy) oraz ruiny zabytkowych pieców.
Z takimi widokami za oknem docieramy do miejscowości Ajuy. Znajduje się tu charakterystyczna czarna plaża. To właśnie na niej w 1402 r. zszedł na ląd francuski żeglarz i zdobywca dużej części Wysp Kanaryjskich, Jean de Béthencourt. Obecnie plaża należy do atrakcji turystycznych, ale w przeszłości była świadkiem krwawych scen, gdy miejscową ludność sprzedawano jako niewolników. W pobliżu czarnej plaży znajdują się niewielkie lokalne bary i kawiarnie, w których można napić się kawy obserwując ocean.

Kościół Santa Maria w miejscowości Betancuria na wyspie Lanzarotea (foto: wnieznane.pl)

Po wizycie w Ajuy udajemy się w drogę do miejscowości Betancuria. Zanim tam dotrzemy, czeka nas przejazd drogą Fv-30, która wiedzie serpentynami po zboczach gór. O ile początkowo droga jest dość szeroka, to im wyżej, tym węziej i bardziej kręto. W szczytowej partii przed zakrętami lepiej posługiwać się klaksonem. Jest to jedyny sposób, by kierowcy jadący z przeciwka wiedzieli o naszej obecności. W czasie gdy kierowca musi koncentrować się na drodze, pasażerowie mogą podziwiać przepiękne widoki. Głębokie doliny ozdobione są tysiącami kwitnących agaw.
Pod koniec serpentyn drogi Fv-30 zatrzymujemy się przy tarasie widokowym. Jego atrakcja to nie tylko widoki, ale również miejscowe wiewiórki. Dla turystów są one atrakcją, ale mieszkańcy wyspy Fuerteventura traktują je jako pasożyty, które niszczą uprawy. Z tarasu widokowego widać też charakterystyczne wzniesienie, które kształtem przypomina kobiecą pierś i nazywane jest... cycuszkiem Sophii Loren.
W końcu docieramy do miejscowości Betancuria. Znajduje się ona w malowniczej dolinie, którą w 1404 Jean de Béthencourt uznał za dobre miejsce do założenia osady. Przesądziła o tym żyzna gleba oraz oddalenie od wybrzeża, co miało zapewnić ochronę przed piratami. Aż do XIX wieku Betancuria była stolicą wyspy. Tu znajduje się także najpiękniejsza udowa sakralna Fuertaventury – kościół św. Marii z Betancurii. Wybudowany został w XVI wieku, w historycznym centrum miasta. We wnętrzu kościoła znajdujemy zdobiony drewniany sufit, barokowy ołtarz oraz miejscowe dzieła sztuki. Sztuką jest też zrobienie wewnątrz zdjęcia. Jest to zabronione, a nad przestrzeganiem zakazu czuwają przewodnicy.

Wyspa Los Lobos widziana z wybrzeża wyspy Fuerteventura (foto: wnieznane.pl)

Z Betancurii udajemy się w kierunku Corralejo. Po drodze mijamy ruiny dawnego zakonu franciszkanów i docieramy do pomnika legendarnych dwóch królów wyspy. Panowali oni w czasach, gdy Fuerteventura podzielona była na dwa królestwa. W końcu zbliżamy się do Corralejo. Poznajemy to po fakcie, że w krajobrazie nagle pojawia się piach. W innych częściach wyspy trudno go znaleźć. Okolice Corralejo od Afryki dzieli ok. 100 km i piach pochodzi z Sahary. Z tego powodu Corralejo jest rajem dla miłośników plażowania. Plaże są zaś tak rozległe, że w niektórych miejscach odległość od drogi do oceanu pokonuje się pieszo w ok. 20 minut. Przez moment można poczuć się jak na pustyni. Na wylegiwanie się na słońcu nie mieliśmy jednak czasu, bo musieliśmy zdążyć na prom na Lanzarote.


Przez trzy dni poznaliśmy trzy wyspy. Pozostały czas postanowiliśmy poświęcić na bierny wypoczynek. Żałowaliśmy, że nie dane nam było dotrzeć na kolejne wyspy. To już plany na przyszłość. Tym bardziej, że choć Wyspy Kanaryjskie geograficznie należą do Afryki, to jako część Hiszpanii administracyjnie należą do Europy. A to oznacza, że można się na nie dostać bez paszportu i z euro w portfelu. Pewnym problemem mogą być koszty bezpośredniej podróży z Polski. Alternatywą jest najpierw podróż do Hiszpanii, a stamtąd lot na Wyspy Kanaryjskie. Miłośnicy przygody mogą zaś dopłynąć promem z Hiszpanii oraz Portugalii.
 

wrzesień 2012




Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Ateny •  Brno •  Lwów •  Toledo •  Lizbona •  Gandawa •  Liverpool •  Kadyks •  Wenecja •  Salzburg •  Saloniki •  Wiedeń •  Trondheim •  Argentyna •  Kusadasi •  Gozo •  Kopenhaga •  Chorwacja •  Paryż •  Kreta •  Alpy Austriackie •  Fethiye i Oludeniz •  Kordoba •  Mediolan •  Chopok •  Mykonos •  Haarlem •  Santorini •  Piza •  Dublin •  Katalonia •  Kalabria •  Stambuł •  Praga •  Kos •  Buenos Aires •  Rzym i Watykan •  Madryt •  Riwiera Turecka •  Jerez de la Frontera •  Włochy Północne •  Palanga i Lipawa •  Brugia •  Fatima •  Barcelona •  Alicante •  Zakynthos •  Florencja •  Andaluzja •  Kijów •  Bruksela •  Cypr •  Bergamo •  Irlandia •  Costa de la Luz •  Budapeszt •  Sewilla •  Malta •  Beauvais •  Chalkidiki •  Wilno i Troki •  Ronda •  Gibraltar •  Bratysława •  Edynburg •  Segowia •  Thassos •  Londyn •  Bretania •  Algarve •  Bodrum •  Rodos •  Peloponez •  Korfu •  Czarnogóra •