W poszukiwaniu żółwi Caretta caretta
Zwiedziliśmy już kilka greckich wysp, więc wyjazd na Zakynthos był tylko kwestią czasu. Wybór ograniczyliśmy do trzech wysp - Kos, Thassos i Zakynthos właśnie. Padło na drugą z archipelagu Wysp Jońskich. W tym roku postawiliśmy na piękne widoki, bowiem na Zante nie ma praktycznie żadnych zabytków czy ruin. Za to krajobrazy są po prostu niesamowite. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę, bo już miesiąc po powrocie do domu, chcielibyśmy polecieć tam znowu.
Kiedy pojechaliśmy?
Niepisaną tradycją stało się już, że na dłuższe wakacje jeździmy w czerwcu. Wiadomo - trochę mniej turystów, niższe ceny wycieczek, a jednocześnie zazwyczaj już wysokie temperatury na południu Europy. No właśnie, zazwyczaj...W tym roku pogoda sprawiła nam psikusa. Jeszcze dwa dni przed wyjazdem w Grecji wiało, chmurzyło się, a nawet padało! I bynajmniej nie był to lekki, przelotny deszczyk, a regularne ulewy. Temperatury także nie zachęcały do podróży - 19 do 22 stopni to na greckie lato bardzo mało. Równie dobrze można było zostać w Polsce. Na szczęście prognozy na czas naszego wyjazdu były optymistyczne - z dnia na dzień miało być coraz cieplej - na początek 25, a później już standardowe 28-32 stopnie. Żeby szczęścia nie było za wiele, jeden dzień z ośmiu był całkowicie pochmurny, a drugiego wieczorem spadł niewielki deszcz, lekko też zagrzmiało. Wieczorami zrywał się chłodny wiatr, a morze zaczynało falować. W sumie było tak, jak powinno, czyli przewidywalnie - ciepło, ciepło i cieplej... :)
Wylot na Zakynthos
Kiedy w Internecie pojawiały się godziny wylotów poszczególnych czarterów, okazało się, że jeden samolot na Zakynthos startuje w środku nocy. Z góry można było przewidzieć, że nasze biuro korzysta właśnie z tego przewoźnika :). Nasze przypuszczenia szybko się potwierdziły. Czekała nas więc o północy podróż na lotnisko z niespełna trzyletnim dzieckiem, czekanie do 3 nad ranem na wylot i lądowanie ok. 6 rano. Nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać, a dzięki takiej godzinie wylotu, na miejscu mieliśmy pełne 8 dni, przy czym połowa pierwszego i ostatniego bez pokoju w hotelu.
Gdzie się zatrzymaliśmy?
Żaden wyjazd nie może obyć się bez mniejszych lub większych problemów i tak było też na Zakynthos. Mimo że wykupiliśmy pobyt w pokoju junior suite w czterogwiazdkowej części hotelu Tsilivi Beach, okazało się, że takiego pokoju dla nas nie ma. Miał być następnego dnia, albo jeszcze następnego... Jeśli kiedyś przydarzty Wam się tego typu sytuacja, zachowajcie spokój :). Krzykiem niewiele da się wywalczyć, natomiast spokojem a i owszem. Ostatecznie zostaliśmy w standardowym pokoju, mniejszym o jakies 3 metry i bez wanny z jacuzzi, za to ze szlafrokami i kapciami, lodówką, czajnikiem i opaskami gwarantującymi dostęp do części hotelu z wyższym standardem - wydzielonego basenu z lepszymi leżakami, osobnego budynku z barem i dobrze działającym internetem. Inna sprawa, że 3-gwiazdkowy pokój rodzinny wyglądał niemal tak samo jak niektóre pokoje w 4-gwiazdkowych hotelach, w których byliśmy wcześniej. Czego chcieć więcej? A przy okazji hotel zapłacić za 3-dniowe wypożyczenie auta dla nas, dzięki czemu oszczędziliśmy ok. 600 zł. i tu spotkała nas miła niespodzianka, bo nie było akurat samochodu klasy economy, dzięki czemu przez jeden dzień jeździliśmy Kią Sportage, a przez kolejne dwa - Kią Cerato z silnikiem 1.6.
Hotel Tsilivi Beach oceniamy bardzo dobrze - pokoje w porządku, bezpośrednio przy piaszczystej plaży, oznaczonej błękitną flagą, z czystą, błękitną wodą, idealnej dla dzieci, do tego naprawdę smaczne jedzenie i duże jak na standardy tej wyspy baseny.
Co zwiedziliśmy?
Zakynthos jest stosunkowo małą wyspą. Dojazd z hotelu do każdego interesującego nas miejsca nie zajmował więcej niż 50 minut. Dużo? Niekoniecznie. Co prawda odległości nie są duże, ale mieszkańcy wyspy wykazali się fantazją i zbudowali drogi tak, że żadna nie biegnie w linii prostej, a czasami można utknąć w prawdziwym "dorzeczu" dróg. Maksymalna prędkość, jaką można osiągnąć samochodem, to ok. 70-80 km/h, i to też sporadycznie.
Plan zwiedzania był ambitny - jednodniowy rejs dookoła wyspy, później rejs do Błękitnych Grot + objazd po najciekawszych widokowo miejscach, co zazwyczaj równoznaczne jest z tym, że są one najtrudniej dostępne.
Tsilivi
Pierwsze dni spędziliśmy oczywiście na obejrzeniu najbliższej okolicy, ale że do zwiedzania nie było zbyt wiele, skoncentrowaliśmy się na plaży. A ta w Tsilivi jest naprawdę ładna - piaszczysta (nieco dalej od hotelu zdarzają się drobne kamyki), wyróżniona błękitną flagą, czysta, z krystaliczną wodą, która bardzo długo jest płytka i oczywiście ciepła. Sama miejscowość to wyłącznie sklepy, tawerny i bary, które ożywają wieczorami. Nie są one położone jednak w pierwszej linii przy morzu, dzięki czemu na plaży jest spokojniej. Nie brakuje też hoteli i apartamentów do wynajęcia.
Właściwie wszystkie turystyczne miejscowości na Zakynthos wyglądają podobnie.
Statkiem pirackim dookoła wyspy
Wyspa jest pagórkowata, z jednym pasmem gór, ale najwyższy szczyt nie przekracza 1000 m. Ukształtowanie terenu widać już na pierwszy rzut oka, ale dopiero rejs dookoła Zakynthos pokazuje, jak wspaniałe jest wybrzeże tej wyspy. Są tu długie piaszczyste plaże, skałki oblane błękitną wodą i kilkusetmetrowe klify, u podnóży których kryją się małe plaże, dostępne wyłącznie od strony morza.
Nasz rejs statkiem pirackim trwał ok. 8 godzin, a pod koniec wyszyscy byli mocno zmęczeni, ale naprawdę było warto. 3 postoje na pływanie w fantastycznej wodzie, w tym jeden z słynnej Zatoce Wraku, urozmaicały długą podróż, a przechadzający się po pokładach piraci dostarczali rozrywki nie tylko dzieciom. Na statku było wszystko, czego potrzeba, a do tego błękitne niebo, słońce i niesamowite widoki. Warto wiedzieć, że niezależnie od tego, jakiego rodzaju statkiem przypływa się do Navagio, trap nie sięga do samej plaży. Wychodząc, zapada się niemal po kolana w kamienie, żwirek i piasek, a nierzadko nogi zalewa wysoka fala. Tym sposobem można być mokrym do pasa :). Często woda w zatoce faluje na tyle mocno, że statek się kołysze, a wyjście po śliskim i chybotliwym trapie może sprawić trudność, szczególnie dzieciom. Podczas naszego pobytu fale były tak duże, że niektórzy mieli problemy, by utrzymać się na stojąco w wodzie po pas! Przydadzą się też buty do wody, bo plaża jest kamienisto-żwirkowa, no i oczywiście nakrycie głowy, bo cienia w okolicach południa, kiedy dobijają statki, jest tu jak na lekarstwo.
Statki pływają zgodnie z ruchem słońca, dzięki czemu oferują widok na wybrzeże wtedy, gdy jest ono oświetlone słońcem. Ostatni postój ma miejsce przy popłudniowym końcu wyspy, w okolicach Keri. Do głębokiej wody bez plaży schodzi się z trapu lub skacze se specjalnych podestów. Niezbyt odważni mogą skorzystać z pomocy piratów, którzy pistoletami "zmuszają" do skakania :). Dzieci mogą umilić sobie czas oglądając wnętrze statku. Ogólnie taki rejs to świetna zabawa.
Port w Zante powitał nas ciemną, burzową chmurą. Kiedy dotarliśmy do hotelu, rozpadało się. Mimo że padało krótko, niebo zachmurzyło się na dobre i tak już zostało przez cały następny dzień.
Kambi Shiza, Porto Vromi
Następnego dnia wąskimi i oczywiście krętymi drogami ruszamy na zachód. A skoro już o drogach mowa... Wiele naczytaliśmy się i nasłuchaliśmy o tym, jak źle jeździ się po Zakynthos i jak bardzo jest to niebezpieczne. Nic bardziej mylnego! Drogi są kręte - zgoda. Drogi są stosunkowo wąskie, zwłaszcza w miejscowościach (a przynajmniej na nasze polskie standardy) - zgoda. Nie ma barierek zabezpieczających - zgoda. Zdarzają się strome podjazdy - zgoda. Szutrowe drogi są mniej bezpieczne i nierówne - zgoda. Generalnie jednak asfalt jest w dobrym stanie, a ruch niewielki. Góry są niezbyt wysokie, a jedynie zjazdy do zatoczek na zachodzie wyspy mogą niedoświadczonym kierowcom sprawiać pewne trudności. Warto też uważać i zwolnić na drogach w okolicach miejscowości turystycznych, bo tam autokary nierzadko miewają problemy ze zmieszczeniem się w pasie ruchu. Inna sprawa to znaki drogowe, które bywają, ale często ich nie ma, albo są tylko z jednej strony. Jeśli nie wiecie dokąd jechać, jedźcie przed siebie :). Czasem z pomocą może przyjść słońce, a czasami nazwa miejscowości, do której traficie. Nam nie udało się znaleźć dobrej mapy do nawigacji, bo albo brakowało dróg i miejsc, albo okazało się, że GPS nie działa. Na wyspie generalnie są problemy z zasięgiem telefonicznym, o internecie i GPS nie wspominając.
Wracając do Kambi... Do większości miejsc na zachodnim wybrzeżu jedzie się przez pustkowia - gaje oliwne, spalone przez pożary łąki, czy po prostu porośnięte chaszczami zbocza. W pewnym momencie napotykamy znak kierujący do tawerny i już wiadomo, jak dalej jechać. Zwykle bowiem przy zatoczkach lub punktach widokowych znajdują się tawerny. Wyjątkiem jest np. Korakonisi, ale o tym później.
Zazwyczaj obsługa w tawernie nie robi problemu, by wejść, zrobić zdjęcie widoku i wyjść. W dobrym tonie jest jednak zamówienie chociażby napoju. Bywa, że przy wejściu znajdują się tabliczki z informacją, że wstęp możliwy jest tylko dla klientów. Na Kambi takiej tabliczki nie ma. Wchodzimy więc na taras, by zobaczyć obrośnięte roślinnością klify i niesamowicie niebieską wodę. Widok jest naprawdę wspaniały. Obok stoi wielki krzyż, ustawiony na pamiątkę ofiar greckiej wojny domowej.
Wkrótce ruszamy dalej. Naszym celem jest Porto Vromi. Pod tą nazwą kryją się dwie zatoczki z malutkimi porcikami, skąd można popłynąć łódką np. do Zatoki Wraku. Co ciekawe, zatoczki nie są ze sobą połączone drogą i mimo że leżą tuż obok siebie, dzieli je kilkanaście km jazdy samochodem. Decydujemy się na zjazd do większej zatoczki. Przed nami kręta, ale szeroka, asfaltowa i dobrze utrzymana droga, momentami poprowadzona po zboczach gór. Trudność może sprawić jedynie ostatni odcinek, kiedy droga opada stromo do morza, a z boku pojawia się przepaść. Za to widok z góry jest zachwycający. Malutka plaża z krystaliczną wodą, kilka łódek i jedna przyczepa z przekąskami i napojami. Dookoła cisza i pustka, która trwa dopóki nie przypłynie statek z Zatoki Wraku. Jesteśmy w raju!
Zatoka Wraku (Navagio, Wreck Bay)
Zbliża się południe, pora więc zobaczyć Navagio. Sekretem na dobre zdjęcie z góry jest pojechanie tam, gdy słońce jest wysoko. Nieco odważniejsi mogą podarować sobie platformę widokową. 20-30 minut marszu w jedną stronę w palącym słońcu, między ostrymi krzewinkami wynagradza widok 2 plaż otoczonych 300-metrowymi klifami i błękitną wodą zatoki.
Akurat w czasie kiedy odwiedziliśmy Zakynthos, grupa Polaków w ramach akcji W 80 skoków dookoła świata skakała z klifu na plażę. Wydarzeniu towarzyszyły kamery, telewizja i oczywiście spora grupa obserwujących.
Skinari
Choć Navagio to naprawdę niesamowite miejsce, pięknych widoków wciąż było nam mało. Pojechaliśmy więc na Przylądek Skinari - najbardziej wysuniętą na północ część wyspy. W pewnym momencie droga się rozwidla - można dojechać do wiatraków lub przystani dla łódek i latarni morskiej. Najpierw wybraliśmy wiatraki. W jednym z nich można nawet wynająć pokój. Jest tu także tawerna. Z góry rozpościera się wspaniały widok na niebiesko-zieloną zatokę. Tu właśnie zatrzymują się na pływanie statki kursujące do Błękitnych Grot. Popływać można także schodząc w dół po wielu pobielonych schodkach. Za to wejście z powrotem pod górę to prawdziwe wyzwanie! Z kolei z miejsca, gdzie znajduje się latarnia morska doskonale widać położoną niedaleko Kefalonię.
Agios Nikolaos, Makris Gialos, Mikro Nisi, Xigia
W drodze powrotnej ze Skinari zajeżdżamy jeszcze w kilka miejsc. Pierwaszym z nich jest Agios Nikolaos. To jedynie port, z którego odpływają łódki do Błękitnych Grot i Zatoki Wraku. Jest też niewielka plaża i kilka sklepików. Miejscowość o tej samej nazwie, z ładną plażą, znajduje się w południowo-wschodniej części wyspy, na Półwyspie Vassilikos.
Po chwili docieramy do malowniczego miejsca o nazwie Mikro Nisi (Mikronisi). To malutka zatoczka, półwysep i miniaturowa wysepka, które wyglądają naprawdę pięknie.
Obok znajduje się kolejne urocze miejsce - Makris Gialos (Makrisgialos, Makrigialos). Spora żwirkowa plaża leży przy samej drodze. Opływa ją niebiesko-zielona woda, a okoliczne skałki kryją niewielkie jaskinie. Powyżej mieści się tawerna, oferująca pyszne jedzenie i ładny widok na zatoczkę.
Po krótkiej kąpieli i obiedzie jedziemy dalej. Przed nami Xigia. Trudno ją przegapić, bo nawet jeśli nie widać znaku, to z całą pewnością czuć, że to właśnie to miejsce. Xigia to dwie plaże oddzielone skałą. Ich wspólną cechą jest uwalniająca się pod powierzchnią wody siarka, dzięki czemu woda ma nieco inny kolor, a poza tym przy dnie jest cieplejsza niż przy powierzchni. Do tego towarzyszy jej brzydki zapach jakby zepsutych jaj, który ciężko pomylić z czymś innym. Mimo smrodu, chętnych do kąpieli i wypoczynku na plaży nie brakuje, bo woda z siarką ma właściwości lecznicze.
Psarou Beach, Alikanas i Alikes
Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się w rejs do Błękitnych Grot. Po drodze zajrzeliśmy jeszcze na niewielką i kameralną plażę Psarou, położoną pomiędzy Tsilivi i Alikanas. Zajechaliśmy również do samego Alikanas i Alikes. Obie miejscowości są połączone ze sobą i mają wspólną plażę, tworzącą kilkukilometrowy pas piachu. Jest tu znacznie spokojniej niż w Laganas, a jednocześnie jest wszystko, czego potrzeba. Warto zobaczyć rzekę i zabytkowy most przerzucony nad nią. Mijamy jeszcze miejsce, gdzie - podobnie jak dzień wcześniej - kozy wbiegają na drogę, a potem pniemy się coraz bardziej w górę. Z tyłu zostawiamy dawne słone jezioro przy Alikanas, a naszym oczom ukazują się małe zatoczki pomiędzy wzgórzami. Zaraz za Xigią, przy samiutkiej drodze stoi kościółek Agios Petros z X w. Po kilku minutach docieramy do Agios Nikolaos.
Błękitne Groty Skinari
Zanim jeszcze wjeżdżamy na parking, sprzedawcy wybiegają na drogę w poszukiwaniu chętnych na wycieczki łódkami. Płacimy po 10 euro i razem z 4-osobową rodziną z Czech wsiadamy do małej motorówki. Rejs miał trwać godzinę, w tym postój na pływanie, a sprzedawca zapewniał, że łódka wpłynie do każdej z jaskiń. Zapowiadało się fantastyczne przedpołudnie! I takie właśnie było. Słońce, krystaliczna, błękitna woda, jaskinie ze świetlnymi refleksami, orzeźwiająca morska bryza i kąpiel przy Skinari. Czego chcieć więcej...? I tylko kapitan naszego "statku" mocno się napracował, byśmy nie uderzali w skały w wąskich i niskich grotach, natomiast ludzie z dużych łodzi patrzyli na nas z zazdrością, bo oni nie mogli wpłynąć do większości jaskiń.
Czas szybko mija, więc i nasz rejs dobiega końca. W doskonałych nastrojach wracamy do hotelu po resztę podróżników i ruszamy w dalszą drogę.
Keri
Najpierw jedziemy do Keri. Oglądamy imponujące klify i największą na świecie grecką flagę. Jeszcze tu wrócimy, bo to idealne miejsce do obserwowania zachodu słońca.
Tymczasem krętymi drogami dojeżdżamy najpierw do uroczej wioski Keri, a potem do Agios Sostis.
Agios Sostis, Laganas
Na tej wysepce zaplanowaliśmy plażowanie i snorkeling. Dookoła jest mnóstwo kamieni, a na nich jeżowce, rozgwiazdy i ryby. Dodatkowa atrakcja to długi drewniany most, po którym przechodzi się na wyspę. Przy wejściu spotyka nas jednak niemiła niespodzianka - wstęp na plażę nie jest możliwy, bo tego dnia odbywa się tam przyjęcie weselne. Po zapłaceniu 4 euro (w tym jeden drink do wyboru) wchodzimy jedynie na górę, by popatrzeć na okolicę. Zawiedzeni, postanawiamy pojechać na plażę w Laganas.
Wita nas głośna, dudniąca muzyka dyskotekowa, cały rząd barów i tawern wzdłuż plaży, i oczywiście tłumy młodych ludzi. Znajdujemy nieco spokojniejsze miejsce przy samym końcu plaży i możemy zanurzyć się w czyściutkiej, ciepłej wodzie. W samej miejscowości nie ma nic ciekawego - sklepy, bary, tawerny przy każdej ulicy.
Zante, Twierdza Bohali
W drodze powrotnej szybko zwiedzamy jeszcze stolicę wyspy, Zante. Niewiele zachowało się tu zabytkowych budowli. Miasto zostało niemal całkowicie zniszczone w wyniku trzęsienia ziemi w 1953 r. Odbudowano je w stylu weneckim. Jest tu kilka ciekawych zakątków, ale trudno porównać Zante np. do Rodos, Kerkiry czy któregoś z miast na Krecie. W odniesieniu do stolicy używana jest również nazwa Zakynthos, ale dla rozróżnienia będziemy posługiwać się określeniem Zante.
Ostatni dzień zwiedzania rozpoczynamy również od stolicy. Naszym celem jest Twierdza Bohali górująca nad miastem. To chyba najgorzej wydane 3 euro podczas całego wyjazdu. Trochę niskich murów i wałów ziemnych, obrośniętych drzewami i wysoką trawą, do tego ławeczki. Widok na miasto? Raczej kiepski, bo zasłonięty nieco drzewami. Dużo lepsze zdjęcie można zrobić z miejsca przed kościołem na wzgórzu Bohali.
Gerakas Beach, Dafni Beach
Nie można pojechać na Zakynthos i nie zobaczyć żółwiowych plaż. My zdecydowaliśmy się odwiedzić dwie - Gerakas i Dafni.
Do Gerakas dojeżdża się asfaltową, szeroką drogą, która kończy się dużym parkingiem. Dalej jest już tylko budka i brama oznaczająca wejście na teren morskiego parku narodowego. Każdy wchodzący jest informowany o zasadach obowiązujących w tym miejscu, otrzymuje ulotkę, a w wysokim sezonie kartkę z godziną wejścia. Wtedy bowiem na plaży można przebywać maksymalnie 3 godziny.
Na plażę schodzi się drewnanym podestem. Na dole są leżaki, ustawione blisko wody, i wytyczona ścieżka, którą trzeba iść. Wolontariusze pilnują cały czas, żeby trzymać się maksymalnie blisko wody, bo dalej jest pas, gdzie żółwie znoszą jaja. Czerwiec to moment, kiedy żółwie dopiero zaczynają okres lęgowy, ale i tak jedna tylko charakterystyczna budka na całej plaży nieco nas rozczarowała. Daleko przy skałach jest część opanowana przez nudystów.
Zielone znaki kierują na Dafni Beach, czyli drugą z żółwiowych plaż. Droga jest wąska i biegnie przez pasmo wzgórz. Potem trzeba jeszcze zjechać w dół i tak samo w drodze powrotnej. Początkowy fragment wita nas asfaltem. Słabym i zniszczonym, ale jednak. Szybko zamienia się on w nawierzchnię betonową, ale ta ma pomóc jedynie przy podjeździe pod górę. Dalej jest tylko piasek i kamienie. Szutrową drogą trzeba przejechać ok. 2 km, ale poza tym, że się mocno kurzy i można na kamieniach przebić oponę, jest całkiem przyjemnie.
Na dole znajdują się dwie tawerny, przez które trzeba przejść, by dostać się na plażę. Gniazd z jajami jest sporo, a mimo to można swobodnie przy nich spacerować. Otoczenie tawern zaprojektowano tak, że wszystko wygląda maksymalnie naturalnie - rośliny, kamienie, patyki. Leżaki są bezpłatne, ale wypada zamówić choćby napój.
Plaża jest piaszczysta z niewielką ilością kamieni. Otaczają ją wysokie skały, a na wprost widać wyspę Pelouzo, która znajduje się w strefie ścisłej ochrony. Dafni to doskonałe miejsce, by się zrelaksować i wyciszyć. Może właśnie dlatego, że trudniej dostępne i dociera tu niewiele osób.
Porto Roma, Banana Beach, Porto Zoro, Argassi, Panagia Eleftherotria
Zagląamy jeszcze na kilka plaż na Półwyspie Vassilikos. Porto Roma to mała plaża dla osób ceniących ciszę i spokój. Banana Beach to jej całkowite przeciwieństwo. To ogromna, piaszczysta plaża, stanowiąca centrum sportów wodnych na wyspie. Rzędy leżaków i parasoli ciągną się dziesiątkami, jak okiem sięgnąć. Porto Zoro to stosunkowo duża plaża, z piaskiem i ładnymi parasolami. Kończy się skałami zanurzonymi w wodzie i małą sadzawką z błotem. Podobno ma ono właściwości lecznicze, ale nie sprawdzaliśmy...
Kawałek dalej jest Argassi. To jeden z najbardziej popularnych kurortów na wyspie, którego niewątpliwą wadą jest słaba plaża. To właściwie wąziutki paseczek mokrego i niezbyt czystego piasku, do tego sporo wyschniętych wodorostów i trochę kamieni. Zdarzają się też śmieci. Główną atrakcją jest kamienny wenecki most zanurzony w morzu. W porównaniu do innych miejscowości, Argassi wygląda raczej blado.
Oglądamy jeszcze monastyr Panagia Eleftherotria, który wyglądem przypomina raczej zamek lub twierdzę obronną. Pobielone ściany i czerwone ramy okienne wspaniale prezentują się na tle zielonych wzgórz.
Porto Roxa, Porto Limnionas, Korakonisi
Do zachodu słońca jeszcze daleko, przejeżdżamy więc przez góry, by zobaczyć porciki po zachodniej stronie wyspy. O ile znaleźć Porto Roxa i Porto Limnionas nie jest trudno, o tyle gorzej sytuacja wygląda z Korakonisi, ale o tym za chwilę.
Pustkowiami zmierzamy do Porto Roxa - jednego z małych, ale pięknych portów na zachodnim wybrzeżu. O tym, jak mało jest tu ludzi i samochodów świadczyć może fakt, że zatrzymując się na chwilę, przypadkowo napotykamy na wygrzewającego się tuż obok na kamieniu węża, który wyjątkowo nie ucieka na nasz widok, tak jak robiły wcześniejsze.
Porto Roxa nas zachwyca. Trzcinowe parasole ustawione na białych skałkach, przejrzysta zielona woda, kilka łodzi rybackich, platforma do skoków do wody, obok tawerna i to wszystko.
Do Porto Limnionas jedziemy na skróty - asfaltową, szeroką, dobrą i zupełnie pustą drogą wzdłuż wybrzeża. Kilka minut, kilka przepaści z boku, kilka ostrych zakrętów i jesteśmy na miejscu. Porto Limnionas jest trochę większy niż Porto Roxa. Czeka nas prawdziwa uczta dla zmysłów - nie dość, że oglądamy wspaniały widok, to jeszcze w tym samym czasie delektujemy się pysznym, świeżym jedzeniem. Nieco niżej ludzie wchodzą ze skał do wody, plywają z fajkami, opalają na rozstawionych leżakach.
Wracamy do Agios Leon, wioski, gdzie można zakupić oryginalne rękodzieło, miody, alkohol i zioła. Szybko okazuje się, że mapy są niedokładne. Tam gdzie według nich powinna znajdować się droga do Korakonisi, po prostu jej nie ma. Nie poddajemy się jednak i szukamy dalej. O ile do większości miejsc widokowych można dojechać kierując się znakami prowadzącymi do tawern, o tyle przy Korakonisi nic nie ma. I nic oznacza tu dosłownie nic - żadnej budki, toalety, parkingu czy choćby znaku.
Krążąc po okolicy, zupełnie przypadkiem zauważamy znak kierujący do Korakonisi. Oczywiście z jednej strony drogi, więc nie mogliśmy go widzieć wcześniej. Skręcamy. Droga jest przyzwoita, ale zupełnie nie tam, gdzie wskazują mapy. Do Korakonisi można dojechać skręcając w prawo tuż przed wioską Koliomenos, jeżeli jedzie się od strony Agios Leon. I analogicznie, w lewo, jadąc od Koliomenos, zaraz za znakiem kończącym wieś. Teoretycznie inne drogi istnieją, ale wszystkie, które odbiegały od naszej drogi były albo szutrowe, albo bez żadnego oznakowania i w stanie takim, jakby zaraz miały się skończyć.
Wreszcie dojeżdżamy na miejsce. W pewnym momencie droga zamienia się na chwilę w szutrową i po prostu się kończy. Nikogo nie ma, więc parkujemy na drodze. Miejsce jest niezwykłe. Jest tak cicho, że aż dziwnie... Niedawno postawiona prowizoryczna barierka pozwala poczuć się pewniej na wąskiej ścieżce poprowadzonej zboczem góry. Warto zejść na dół i zobaczyć okno w skale, a może nawet wykąpać się w przejrzystej zielonej wodzie.
Wielka i Mała Myzithra, zachód słońca
To nie koniec pięknych widoków na dzisiaj. Jedziemy do Keri. Przy greckiej fladze znajduje się tawerna oferująca jeden z piękniejszych widoków na wyspie. Wyjątkowo przy wejściu znajduje się tabliczka informująca, że wstęp możliwy jest tylko dla klientów. Zamawiamy więc lody i jakieś napoje, by przez kolejną godzinę lub dwie sycić oczy wspaniałym dziełem natury. Tawerna stoi na skraju wysokiego klifu, skąd rozpościera się widok na piękne wybrzeże i dwie skały - Wielką i Małą Myzithrę. Spadające co jakiś czas do wody kamienie zanurzone w błękitnej wodzie tworzą niepowtarzalną kompozycję, a popołudniowe słońce pięknie oświetla skały. Można tu siedzieć w nieskończoność...
Przed nami już tylko jedno miejsce - klif położony nieco dalej. Tutaj właśnie oczekujemy na zachód słońca. Jest naprawdę pięknie. Warto było czekać, bo zdjęcia nie kłamią.
Pomału żegnamy się z tą wspaniałą wyspą. Następny dzień to czas na pakowanie, a wieczorem wylot do Polski.
W naszym odczuciu Zakynthos to najładniejsza, obok Krety, z greckich wysp, które widzieliśmy do tej pory. Wiele jeszcze jednak przed nami...
czerwiec 2014
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Chopok • Saloniki • Dublin • Fethiye i Oludeniz • Kijów • Brugia • Rodos • Madryt • Chalkidiki • Wenecja • Alpy Austriackie • Wilno i Troki • Liverpool • Salzburg • Kusadasi • Malta • Gozo • Gandawa • Irlandia • Thassos • Londyn • Katalonia • Cypr • Santorini • Brno • Chorwacja • Mykonos • Budapeszt • Argentyna • Palanga i Lipawa • Włochy Północne • Trondheim • Riwiera Turecka • Bruksela • Kos • Edynburg • Beauvais • Kalabria • Kadyks • Jerez de la Frontera • Rzym i Watykan • Bergamo • Bretania • Stambuł • Sewilla • Kopenhaga • Ronda • Wiedeń • Mediolan • Haarlem • Praga • Gibraltar • Bodrum • Ateny • Kordoba • Andaluzja • Wyspy Kanaryjskie • Algarve • Czarnogóra • Paryż • Piza • Korfu • Lizbona • Buenos Aires • Toledo • Barcelona • Costa de la Luz • Kreta • Lwów • Fatima • Peloponez • Alicante • Segowia • Florencja • Bratysława •