Krótkie jesienne wakacje
Chalkidiki czy też inaczej Półwysep Chalcydycki to region Grecji, położony na południe od Salonik. Tworzą go trzy "palce", z których każdy jest inny. Chalkidiki to jedno z miejsc, do którego wycieczki oferują polskie biura podróży, ale my postanowiliśmy odwiedzić je na własną rękę, dzięki czemu nie tylko zachowaliśmy pełną swobodę, ale też zaoszczędziliśmy sporo pieniędzy.
Kiedy pojechaliśmy?
Chociaż w tej części Grecji jesień przychodzi nieco szybciej niż na południu, na Chalkidiki wybraliśmy się w połowie października. Pogoda była taka, jak się spodziewaliśmy, czyli zmienna. Temperatura w granicach 22-24 zdecydowanie zachęcała do zwiedzania, tym bardziej, że także woda była nagrzana po lecie, a jej temperatura wynosiła 22 stopnie. Wieczorami było już chłodno, zdarzały się również przelotne opady deszczu, a jeden dzień był całkowicie pochmury i deszczowy.
Tym bardziej byliśmy zaskoczeni spotykając turystów z Polski, którzy wyjechali w tym czasie na Chalkidiki z biurem podróży i zamiarem, by odpoczywać na plaży, ale to już indywidualna kwestia...
Gdzie się zatrzymaliśmy?
Nasza bazą wypadową był hotel apartamentowy położony pomiędzy pierwszym i drugim "palcem" Philoxenia Bungalows. Może nie miał zbyt wysokiego standardu, ale w pokoju było wszystko, czego potrzeba, a w okolicy znaleźliśmy kilka tawern z doskonałym greckim jedzeniem.
Co zwiedziliśmy?
Chalkidki zdwiedziliśmy w dwa dni, a jeden przeznaczyliśmy na Saloniki. Mało? Z pewnością tak, ale koszt podróży i późniejszego pobytu jest na tyle przystępny, że jest szansa na ponowną wizytę w tym miejscu. Dość powiedzieć, że za 3-4 dni w Grecji trzeba zapłacić mniej więcej tyle samo, ile za analogiczny pobyt w dowolnym polskim kurorcie (oczywiście porównując standard i poniesione wydatki).
Sithonia
Pierwszego dnia postanowiliśmy zobaczyć najciekawsze miejsca na "palcu", który nosi nazwę Sithonia, czyli środkowym. Zaczęliśmy od jego wschodniej części, gdzie znajdują się - naszym zdaniem - najciekawsze widokowo plaże. Wspaniałe wybrzeże ciągnie się na południe od miejscowości Ormos Panagias.
Są tu duże piaszczyste plaże i kameralne zatoczki, otoczone fantastycznymi skałkami, przywodzącymi na myśl egzotyczne Seszele. Całość oblewa błękitna i turkusowa woda, a krajobrazu dopełniają mniejsze i większe wysepki, położone niedaleko brzegu. Piękna pogoda i równie piękne widoki zachęciły nas do plażowania. Wybraliśmy malutką i trudno dostępną plażę, położoną niedaleko miejscowości Karidi.
Niektórzy nazywają ją Karidi od pobliskiej miejscowości, inni po prostu - "Sandy", czyli piaszczysta, ale wydaje się, że plaża nie ma żadnej stałej, oficjalnej nazwy. Prawdę mówiąc, nawet mając dosyć dokładne wskazówki, pokrążyliśmy trochę pomiędzy letnimi domami, zamkniętymi w październiku na głucho. W końcu udało nam się odnaleźć prowadzące w kierunku plaży schodki. Później trzeba było już schodzić wąską ścieżką, poprowadzoną pomiędzy obrośniętymi iglakami i mocno wyrośniętym (miejscami do pasa!), kwitnącym akurat wrzosem. Na koniec jeszcze trochę skałek i... jesteśmy! Plaża okazała się zachwycająca. Niewielka, otoczona malowniczymi kamieniami, z krystaliczną wodą,a przede wszystkim całkowicie pusta. Nie mogliśmy więc przegapić takiej okazji i bez wahania wskoczyliśmy do wody. Z wyjściem było już nieco gorzej, bo wiaterek powodował uczucie chłodu. Aż ciężko pomyśleć, że w tym czasie w Polsce było zaledwie 8 stopni...
Wejście na okoliczne skałki zaowocowało pięknymi widokami, które oczywiście uwieczniliśmy na zdjęciach, a stojąca tu ławka okazała się doskonałym miejscem do wypoczynku.
Kolejne miejsce, które odwiedziliśmy, to plaża Armenisti.
Przylega do niej kemping i hotel apartamentowy. Dostęp do plaży jest bezpłatny, ale trzeba przejść za wszystkimi przyczepami, na sam koniec plaży. Spacer okazał się dosyć czasochlonny, a wąska ścieżka niekoniecznie komfortowa, bowiem przebiega przez zarośla. Prawdę mówiąc, plaża także nie rzuca na kolana.
Następnie wybraliśmy się na plażę Orange Beach, która jednak z pomarańczami nie ma zbyt wiele wspólnego :).
Już z daleka widzieliśmy, że to miejsce bardzo nam się spodoba. To de facto zatoka ze skałkami, którą tworzy kilka malutkich zatoczek z piaskiem. Miejsce jest naprawdę fantastyczne, bo komu by się nie spodobała krystalicznie czysta woda, oblewająca jasne, gładkie skałki? Jest też bardziej "cywilizowana", zagospodarowana część, gdzie można wypożyczyć leżak, ale nam bardziej spodobała się dzika i niemal zupełnie pusta część. Tu też znajduje się wydzielony i oznaczony fragment dla naturystów, ale w październiku nie musieliśmy się tym przejmować.
Nieco dalej na południe położona jest jedna z ciekawszych miejscowości na półwyspie.
W Sarti jest szeroka plaża, ale głównym atutem miasteczka jest doskonały widok na świętą górę Athos. Przy sprzyjających warunkach pogodowych górę widać bardzo wyraźnie. My musieliśmy zadowolić się widokiem mniej niż średnim, ale i tak zrobił na nas wrażenie.
Południowy koniec Sithonii jest bardzo dziki, górzysty i generalnie niezamieszkany. Przez wiele kilometrów nie napotkaliśmy żadnych śladów ludzkiej obecności.
Dopiero przejeżdżając na zachodnią stronę, trafiliśmy do miejscowości Koufos. Jest ona malowniczo położona przy bardzo ładnej zatoce.
Tuż obok jest większa i bardziej znana miejscowości Toroni. Tutaj zaczyna się bardzo długa piaszczysta plaża. Najpiększenie wybrzeża znajduje się jednak dopiero za miasteczkiem. Jest tu kilka mniejszych i bardzo kameralnych plaż, oddzielonych od siebie skałami. Jest także niewielki cupel, który z obu stron otaczają piaszczyste plaże, oblane błękitną wodą. Trudno powiedzieć, ile osób dociera tu latem, ale podczas naszego pobytu dzieliliśmy to piękne miejsce jedynie z parą Włochów. Poza tym gdzieniegdzie przy skałach można było napotkać kobiety, które opalały się topless.
Przez kolejne kilometry towarzyszyły nam mniejsze i większe plaże, nierzadko położone z dala od miejscowości, ciche, spokojne i całkowicie puste. Dużo dalej na północ leży Neas Marmaras. To spore miasto, z dużym portem, mnóstwem miejsc noclegowych i sklepów. Z jednej strony miasta jest długa i przyjemna plaża, a od północy bardziej kamienista, gdzie przy samym brzegu można zobaczyć jeżowce. Jako że im dalej na północ, tym mniej ciekawie, postanowiliśmy ten dzień zakończyć właśnie na odwiedzinach plaży w okolicy Neas Marmaras. Jak okiem sięgnąć, oprócz nas, nie było nikogo... :)
Kassandra
Drugiego dnia wybraliśmy się na zwiedzanie pierwszgo z "palców" - Kassandry. Choć jest najchętniej wybieranym wśród turystów korzystających z biur podróży, nam nie przypadł specjalnie do gustu. Niemniej jednak, miłośnicy słońca i odpoczynku na ciągnących się kilometrami piaszczystych plażach będą zachwyceni, bo akurat tego tutaj nie brakuje. A poza tym? Jest niemal zupełnie płasko i trochę nudno...
Jednym z ciekawszych miejsc wydała nam sie wioska Posidi.
O tutejszych ruinach świątyni Posejdona lepiej przemilczeć. Jest za to ogromny piaszczysty cypel, gdzie z całą pewnością wystarczy miejsca dla każdego, kto jest spragniony słonecznych i morskich kąpieli.
Spodobało nam się również w miejscowości Nea Potidea, położonej na północy. Głównie za sprawą kanału żeglugowego z fantastyczną zieloną wodą, odcinającą się od pomarańczowo-czerwonych brzegów.
Tędy zresztą poprowadzono jedyny most łączący kontynent z dalszą częścią półwyspu Kassandra. Odwiedziliśmy również miejscowość Nea Fokea z malowniczym porcikiem i bizantyjską wieżą, wysoką na 17 m. Jest tu również kaplica Agios Pavlos, gdzie dawniej znajdował się macedoński grobowiec.
Jaskinia Petralona
Na koniec zostawiliśmy sobie zwiedzanie jednego z najbardziej znanych miejsc na Chalkidiki - Jaskini Petralona. Została ona odkryta dopiero w 1959 r. Sławę zyskała dzięki odkryciu w niej szczątków człowieka pierwotnego Arhantropato, żyjącego ok. 700 tysięcy lat temu. Były tam również skamieniałości wymarłych gatunków zwierząt. Dla nas najciekawsze okazały się natomiast wspaniałe formy skalne. Do zwiedzania udostępniono kilka dużych komór na kilku poziomach. Miejscami jest naprawdę wąsko! Wewnątrz panuje stała temperaura 16-17 stopni. Jaskinia naprawdę nam się spodobała. Szkoda jedynie, że w środku nie można robić zdjęć...
Na tym zakończyliśmy zwiedzanie Chalkidiki. Niestety, pogoda nie pozwoliła na rejs do góry Athos, ale dzięki niskim celon przeolotu do Salonik, pewnie jeszcze kiedyś nadrobimy zaległości :)
październik 2015 r.
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Praga • Rzym i Watykan • Kos • Czarnogóra • Lizbona • Irlandia • Mykonos • Kadyks • Kusadasi • Kijów • Chorwacja • Trondheim • Wiedeń • Bodrum • Segowia • Kreta • Florencja • Liverpool • Saloniki • Thassos • Cypr • Bergamo • Bruksela • Edynburg • Katalonia • Bretania • Kopenhaga • Costa de la Luz • Barcelona • Palanga i Lipawa • Wyspy Kanaryjskie • Rodos • Londyn • Gandawa • Bratysława • Ronda • Stambuł • Gibraltar • Malta • Peloponez • Haarlem • Fethiye i Oludeniz • Brno • Alpy Austriackie • Dublin • Paryż • Fatima • Włochy Północne • Riwiera Turecka • Wenecja • Sewilla • Brugia • Andaluzja • Gozo • Budapeszt • Algarve • Kalabria • Buenos Aires • Mediolan • Zakynthos • Santorini • Salzburg • Piza • Ateny • Chopok • Wilno i Troki • Korfu • Argentyna • Toledo • Beauvais • Lwów • Alicante • Kordoba • Madryt • Jerez de la Frontera •