Na nartach w chmurach
Odwieczny dylemat narciarzy, czyli... gdzie pojechać? Bliżej, ale za to w Polskę, czy może lepiej pod względem infrastruktury, ale za to dalej i drożej, czyli we włoskie lub austriackie Alpy? Poszliśmy na kompromis. Wybór padł na Słowację i Chopok.
Kiedy pojechaliśmy?
Szczyt sezonu narciarskiego przypada na styczeń i luty, kiedy to pasjonaci białego szaleństwa ruszają w górskie rejony. Wpisaliśmy się w ten trend i zamiast uniknąć okresu ferii, ruszyliśmy do południowych sąsiadów, aby nieco poszusować. Dokładnie w pierwszej połowie lutego.
Gdzie się zatrzymaliśmy?
Większą miejscowością położoną w okolicach ośrodka narciarskiego Jasna Tatry Niskie (Chopok) jest Liptowski Mikułasz. Dzięki podpowiedziom doświadczonego snowboardzisty, wybraliśmy opcję noclegu w Bodicach. Powód? Od stoku dzieliło nas 15 kilometrów, które i tak należy pokonać autem lub autobusem. W razie czego, do Liptowskiego Mikułasza czy Tatralandii był przysłowiowy rzut beretem.
Znaleźliśmy prywatną kwaterę blisko strumyka i przystanku, z którego codziennie odjeżdżały busy dla narciarzy. A sam pokój? W pełni wyposażony, z łazienką, aneksem kuchennym i telewizorem, mogący pomieścić do 3 osób. Cena? 11 euro za osobę (bez wyżywienia).
Bogatą ofertę noclegową dla siebie i znajomych znajdziesz nabooking.com.
Alternatywę stanowi serwis AirBnB. Dołącz teraz do społeczności AirBnB i odbierz żniżkę 100 PLN na nocleg podczas swoich podróży w nieznane.
Aha, i jeszcze jedno. Wychodzimy z założenia, że lepiej zaliczać zjazdy ze stoku niż zjazd do szpitala. Dlatego na wyjazdy zagraniczne zawsze wykupujemy ubezpieczenie. Kosztuje tyle co nic, a przynajmniej masz spokojną głowę. Teraz jako nasz czytelnik masz 10% zniżki. Kliknij i kup ubezpieczenie 10% taniej.
Co zwiedziliśmy?
Jadąc na Słowację, nie nastawialiśmy się na zwiedzanie. Liczyły się przede wszystkim narty. Niemniej jednak kiepska kondycja i zakwasy sprawiły, że był czas m.in. na spacer po Liptowskim Mikułaszu, relaks w basenach Tatralandii czy na przejażdżkę po okolicy.
Na nartach w chmurach
Kolejki do wyciągów, tłok na stokach, ścisk w restauracjach, problem ze znalezieniem noclegu, słaba infrastruktura narciarska... Zamiast takich obrazków, szukaliśmy ośrodka, w którym na spokojnie oszlifujemy swe umiejętności. Takiego, gdzie więcej czasu spędzimy na zjazdach niż w oczekiwaniu na wjazd. I zamiast kilkanaście, spędzić w podróży co najwyżej kilka godzin. Te warunki spełniał ośrodek Jasna Tatry Niskie na Słowacji. Chopok ma szerokie rzesze fanów, również w Polsce, o czym przekonywaliśmy się co chwila mijając auta na rodzimych rejestracjach. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie korek na „Zakopiance”. Jednak to poniekąd było do przewidzenia. Sobota, wymiana zimowego turnusu w czasie ferii, więc chętnych do spędzenia choćby kilku dni pod Tatrami nie brakowało. Na szczęście trwonienie czasu w ślamazarnym sznurze aut nie trwało długo.
Kierunek - Bodice
Słowacja. Ośnieżone szczyty, przykryte białym puchem kolejne miejscowości. I choć zimowe opony idealnie stykają się z podłożem, to liczne zakręty oraz oblodzone fragmenty drogi nie pozwalają na rozwinięcie oszałamiających prędkości. Jednak na spokojnie, nigdzie nam się nie spieszy. Jest urlop, jest relaks. Z każdym kilometrem blaszane, kolorowe plansze zachęcają do odwiedzin basenów termalnych czy skorzystania z bazy noclegowej. Na horyzoncie wyłania się kompleks aquaparku Tatralandia oraz miejska zabudowa Liptowskiego Mikułasza, który zostawiamy w tyle, kierując się w stronę doliny Demianowskiej. Tuż za rogatkami miasta – Bodice. Jesteśmy u celu.
Po samych Bodicach nie spodziewaliśmy się fajerwerków. Ot, dosłownie kilka ulic, kościół, domy, pensjonaty, kwatery. Tak właśnie było. Potentatem wydaje się być Penzion Maria. Murowany, piętrowy budynek, w którym restauracja jest otwarta dla gości z zewnątrz, z czego skrzętnie korzystaliśmy. Pies bernardyn wraz z sympatycznym gospodarzem witali głodnych turystów w piwnicach pensjonatu. Także nas. Posiłki może nie należały do wyszukanych, ale porcje pozwoliły się najeść do syta. Jednak, żeby nie było, nie przyjechaliśmy tu smakować lokalne specjały i opijać się Złotym Bażantem czy słowackimi winami. Jedziemy na narty!
Jazda na Chopok!
Poranne odgarnianie śniegu było codziennym rytuałem. To grubsze, leniwie opadające białe płatki, to sypki, drobny, śnieg, skrzętnie przykrywały wszystko dookoła. I tak codziennie, od rana do nocy. Chwile bez sypiącego śniegu były praktycznie przerywnikami podczas naszego pobytu. Oczywiście miało to swoje plusy, szczególnie, gdy ruszaliśmy na stok. Wiadomym jest, iż zdecydowanie lepiej śmiga się na dwóch boazeriach, gdy pod spodem jest puszysta, miękka biel.
Ośrodek od północnej strony Chopoku może się pochwalić nawet 1500 miejscami parkingowymi, ale żeby podjechać niemal pod same wyciągi, najlepiej wyruszyć po 8:00. Taką radę usłyszeliśmy jeszcze przed wyjazdem i musimy przyznać, że jest w tym sporo racji. Wystarczy nieco zaspać, żeby uskuteczniać kombinacje ze znalezieniem wolnego skrawka, w którym bezpiecznie zaparkujemy samochód. Jeszcze tylko buty, narty i kijki pod pachę i jazda. Z racji, że daleko nam do Alberto Tomby i gwiazd slalomów gigantów, wybieramy trasę dla początkujących. Wyciąg Grand Jet już na nas czeka. Wagonik... jeden za drugim, wygodny, przestronny, idealny dla 6 osób. W kilka minut wwozi nas na Brhilską (1423 m. n.p.m.). Rozgrzewka, trzask wpinanych butów w narty i można ruszać. Jeden, drugi, trzeci szus... Z każdym metrem przyjemność z jazdy się zwiększa. Ostrzejszy zjazd, szerokie wypłaszczenie, nabranie prędkości i już jesteśmy na dole. I jeszcze raz, i jeszcze raz... Moment nie uwagi - gleba. Nic to. Po chwili jesteśmy na dole i ponownie góra - dół, góra - dół z poszukiwaniami nowych wariantów zjazdu. A to ostrzej, a to wolniej, a to inną trasą. Chopok daje nam możliwości czerpania garściami! W końcu jest tu 40 kilometrów tras! Łapiemy oddech w jednym z kilku barów na stoku, powoli czujemy, że następnego dnia będziemy cierpieć z powodu bólu mięśni, ale teraz to nie ma znaczenia. Ten pierwszy dzień na stoku jest nieopisaną frajdą, jak dla dziecka sklep ze słodyczami albo z zabawkami, z którego można wynosić ile się da udźwignąć. Momentem nieopisanym, gdy czujesz przyjemność z jazdy, gdy pojawia się prędkość, pęd powietrza, krojenie śniegu dwiema deskami. Starczy na dziś! Wracamy do Bodic.
Spacer po Liptowskim...
Jeśli się siedzi przez większość czasu w pracy za biurkiem, gdy regularność uprawiania sportu ma więcej wspólnego z przypadkiem niż odmierzaniem czasu przez szwajcarski zegarek, nie ma siły. Muszą być zakwasy! Jednak nie ma tego złego... Rzut beretem i wylądowaliśmy w Liptowskim Mikułaszu, którego charakter zmieniał się na przestrzeni lat. Przed wiekami jawiło się jako miasto stricte handlowe - dziś silnie związane z górską turystyką. Co prawda, nie ma tu zbyt wiele do zwiedzania, ale zdecydowaliśmy się na spacer po głównej części. Kamienice, rynek, kościół pw. św. Mikołaja. Momentami można przenieść się nieco w czasie. Liptowski Mikułasz, choć niewątpliwie rozwija się z roku na rok, to wciąż widać namiastkę minionych dekad, z Domem Handlowym na czele.
Tatralandia, znaczy relaks
Obraz zaściankowego, zakurzonego, niewartego uwagi miasta stara się zatrzeć m.in. aquapark Tatralandia, który należy do największych tego typu kompleksów w Słowacji. Postanowiliśmy się przekonać się o jego walorach. Trzeba przyznać, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dla dzieciaków jest wydzielona specjalna strefa. Żądni wszelkiej maści masaży czy saun nie powinni być zawiedzeni. Nam najbardziej do gustu przypadły baseny. Zarówno te klasyczne, jak i ze stanowiskami do masowania ciała. Cztery prostokąty łączył bar, w którym czekały trunki, więc także tu można było popłynąć :). Dodatkową frajdą były kąpiele na zewnątrz. Gdy temperatura powietrza wynosiła poniżej zera, ciepła woda z parą wodną dodawała przyjemnych doznań i relaksu. Oczywiście nie brakowało śmiałków, którzy musieli się schładzać śniegiem okalającym basen. Brrr! Na pozostałych czekał zespół animatorów, który zachęcał do wodnych ćwiczeń w rytm muzyki. I choć początkowo nie wierzyliśmy w powodzenie całej akcji, to okazało się, iż nagle znalazło się sporo chętnych, żeby wyginać śmiało ciało. Czas przy pirackim statku upłynął (w dosłownym słowa znaczeniu) błyskawicznie, ale za to bardzo przyjemnie. Byliśmy w pełni zrelaksowani i przede wszystkim zregenerowani, aby kolejnego dnia ruszyć na stok.
Nie samym piwem człowiek żyje
Niestety, podczas naszego pobytu pogoda płatała figle. Wspomniane opady śniegu to nie wszystko. Wiatr oraz nisko zawieszone chmury momentami psuły przyjemność z jazdy. Część wyciągów była nieczynna, a te dostępne cieszyły się sporym zainteresowaniem narciarzy. Na domiar złego kiepska widoczność, gdy widzieliśmy nie dalej jak na kilka metrów, niekiedy zmuszała nas z odpuszczenia zjazdu lub wybrania innej trasy. Wiadomo, kiepskie warunki atmosferyczne w połączeniu z realną oceną własnych umiejętności brały górę nad emocjami i szukaniem adrenaliny za wszelką cenę. Co nie znaczy, że było kompletnie do bani. Radość z jazdy wracała na sprawdzonych i utartych trasach, które poznaliśmy pierwszego dnia.
Średni pobyt na stoku zrekompensował nam gospodarz knajpki we wspomnianym Penzion Maria. Tak się złożyło, że tego samego wieczora miała miejsce degustacja słowackich win w połączeniu z opowieściami rzeczonego jegomościa. I choć całe wydarzenie było skierowane do zakwaterowanych tu gości, to poproszono nas, żebyśmy zostali. Dwa razy nie trzeba było nas zapraszać. Co prawda Słowacja nie słynie z winnych produkcji w takim stopniu jak Hiszpania, Portugalia czy Argentyna, ale nie można powiedzieć, że są to marnej jakości alkohole. Aha, warto dodać, że gospodarz był na tyle uprzejmy, iż starał się opowiadać także po polsku. Miło z jego strony.
Tak naprawdę wypad na Słowację był pewnego rodzaju rekonesansem. Rzuceniem hasła – sprawdzam. Sprawdzam, czy faktycznie chwalony i stale rozwijający się ośrodek narciarski Jasna Tatry Niskie jest wart odwiedzin. I choć u południowych sąsiadów byliśmy zaledwie kilka dni, to w przyszłości opcja „Chopok” będzie jak najbardziej przez nas rozważana. Owszem, akurat pogoda nie była idealna i można powiedzieć, że jeździliśmy na nartach w chmurach, ale już przygotowanie tras, infrastruktura i cała otoczka były na naprawdę dobrym poziomie. Do tego alternatywne formy spędzania czasu, jak m.in. pobyt w aquaparku Tatralandia czy innych basenach termalnych, rundka dookoła Liptowskiej Mary czy spacer po Liptowskim Mikułaszu sprawiają, że nie powinniśmy się tu nudzić. Nie wspominając już o życzliwości, z którą mogliśmy się spotkać niemal na każdym kroku.
luty 2013 r.
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Rodos • Palanga i Lipawa • Gibraltar • Florencja • Saloniki • Bergamo • Praga • Andaluzja • Jerez de la Frontera • Korfu • Beauvais • Kreta • Lwów • Katalonia • Edynburg • Fethiye i Oludeniz • Chalkidiki • Toledo • Paryż • Brno • Fatima • Bratysława • Liverpool • Barcelona • Gozo • Bretania • Wilno i Troki • Ronda • Kusadasi • Kordoba • Gandawa • Kos • Dublin • Ateny • Rzym i Watykan • Bruksela • Buenos Aires • Mediolan • Thassos • Peloponez • Riwiera Turecka • Salzburg • Kijów • Wyspy Kanaryjskie • Włochy Północne • Kopenhaga • Trondheim • Malta • Santorini • Irlandia • Mykonos • Costa de la Luz • Wenecja • Alicante • Brugia • Czarnogóra • Algarve • Kalabria • Sewilla • Cypr • Lizbona • Madryt • Argentyna • Alpy Austriackie • Budapeszt • Segowia • Piza • Londyn • Stambuł • Chorwacja • Wiedeń • Bodrum • Zakynthos • Haarlem • Kadyks •
Pogoda
+25° / +6°
Słonecznie
wiatr: WSW 7 km/h
ciśnienie: 1015 hPa
wilgotność: 46%
zachmurzenie: 12%
opady: 0.0 mm/h
Wtorek, 14 czerwca 2022
+21° C / +5° C
Częściowe zachmurzenie
wiatr: NNW 7 km/h
opady: 0.0 mm/h
Środa, 15 czerwca 2022
+23° C / +4° C
Słonecznie
wiatr: WNW 4 km/h
opady: 0.0 mm/h