wNieznane.pl

Gozo

Miejsce z widokiem na Okno



Mówią, że "tam nic nie ma". Mówią, że "przy okazji". Mówią, że "można, ale nie trzeba" zaglądać na Gozo podczas pobytu na Malcie. Mając tydzień czasu, postanowiliśmy przekonać się sami o urokach Gozo. Mało tego, pojechaliśmy tam od razu bezpośrednio z lotniska. I mówiąc szczerze - zdecydowanie warto. Choćby na dwie noce, tak jak miało to miejsce w naszym przypadku.
 

Kiedy pojechaliśmy?

Przyjemnie, ciepło, idealnie na zwiedzanie i złapanie wiosennych promieni słonecznych po polskiej zimie. Tak przywitała nas Malta i jej mniejsza siostra Gozo. Druga połowa kwietnia na wypad nad Morze Śródziemne to opcja godna polecenia. Co prawda na morskie kąpiele było nieco za wcześnie, ale jak najbardziej złapaliśmy nieco opalenizny.

 

Gdzie się zatrzymaliśmy?

Na Gozo popularne są tzw. farmhouse, stanowiące świetną alternatywę dla hoteli. Zamiast monotonnych pięciogwiazdkowych korytarzy i basenów, w których przesiadują Anglicy oraz Niemcy w Marsalforn lub Xlendi, wybraliśmy Gozovigliando w Nadur, niedaleko słynnej Ramla Bay. Posiadłość prowadzona przez sympatycznego Włocha posiada kilka pokoi utrzymanych w unikalnym klimacie - kamień, drewno i stylowe meble, do tego w pełni wyposażona łazienka, a tuż obok basen. Rano śniadanie, wyśmienita sałatka owocowa i filiżanka włoskiej kawy. Tak wyglądał pobyt u Andrei, który dodatkowo dzielił się z nami wskazówkami i licznymi anegdotami związanymi z Gozo.
Nocleg w Gozovigliando zarezerwujesz na booking.com
Alternatywę stanowi serwis AirBnB. Dołącz teraz do społeczności AirBnB i odbierz żniżkę 100 PLN na nocleg  podczas swoich podróży w nieznane.

Aha, i jeszcze jedno. Wychodzimy z założenia zamiast leżeć w szpitalu, lepiej leżeć na plaży. Dlatego na wyjazdy zagraniczne zawsze wykupujemy ubezpieczenie. Kosztuje tyle co maltańskie pyszności, a przynajmniej masz spokojną głowę. Teraz jako nasz czytelnik masz 10% zniżki. Kliknij i kup ubezpieczenie 10% taniej.


 

Co zwiedziliśmy?

Panuje powszechna opinia, że 2 dni w zupełności wystarczają na zwiedzenie całej wyspy. I trzeba przyznać, że coś w tym jest. Szczególnie, jeśli mamy do dyspozycji samochód. Odległości między miastami są niewielkie – zaledwie kilka w porywach do kilkunastu kilometrów. Ruszając z Nadur, zajrzeliśmy do Victorii, zwanej również przez miejscowych Rabatem. Spacerowaliśmy po portowej części Marsalforn, a także nad brzegami zatoczki w Xlendi. Zajrzeliśmy do okazałych i ważnych dla lokalnej społeczności kościołów - Ta' Pinu oraz w Xewkiji. Przez szyby auta zobaczyliśmy, jakie atrakcje oferuje Mgarr oraz Xaghra. Z bliska przyjrzeliśmy się solniskom na północnym wybrzeżu.
Gozo to również atrakcje stworzone przez naturę. Prym wiodą liczne zatoczki, z Mgarr Ix-Xini na czele, które upodobali sobie również Brad Pitt i Angelina Jolie, kręcąc tam sceny do filmu "By the Sea". Co jeszcze? Oczywiście crème de la crème, czyli Azure Window! To po prostu trzeba zobaczyć!

Miejsce z widokiem na Okno

Mówią, że "tam nic nie ma". Mówią, że "przy okazji". Mówią, że "można, ale nie trzeba" zaglądać na Gozo podczas pobytu na Malcie. Jednak my postanowiliśmy sprawdzić to na własnej skórze i to już od razu po przylocie. Odbieramy kluczyki do czerwonej Fiesty i w drogę! Zaraz, zaraz, nie tak szybko. Jest kwietniowy poranek, mieszkańcy właśnie suną do pracy, gdzieś tworzy się korek, a wszystko to w ramach obowiązującego lewostronnego ruchu. Potrzeba nieco czasu, żeby przestawić się na nowe zasady panujące na maltańskich szosach. Szczególnie, że tutejsze drogi oraz kierowcy nie rozpieszczają przybyszów z kontynentu. Wąsko, niekiedy stromo, zakręt goni zakręt, ktoś pojawia się znienacka z przeciwnej strony. Słowem – czujność przede wszystkim! I tak trochę po omacku, i jednocześnie bez pośpiechu, docieramy do przystani w północnej części wyspy, skąd odpływają promy na Gozo.

Ustawiamy się grzecznie w kolejce i po chwili parkujemy auto – zderzak w zderzak, drzwi w drzwi. Z pokładu promu obserwujemy linię brzegową Malty, mijamy wyspę Comino, a po chwili przed naszymi oczami jawi się zarys portowego miasteczka. Schodzimy, a raczej zjeżdżamy na ląd i obieramy kurs na Nadur. Nadur leży blisko Mgarr, niemniej Gozovigilando dość skrzętnie jest ukryte w wąskiej uliczce, co przysparza nam nieco kłopotu. Kręcimy się w kółko, szukamy i w końcu jesteśmy u celu. Andrea i Andrea, dwóch Włochów wita nas z uśmiechem. Nareszcie!

Ucieczka na północ

Samo Nadur nie robi na nas piorunującego wrażenia. Budynek przy budynku, mniej lub bardziej zadbane kamienice, domy, rynek, kościół, jeden skromny sklepik, dwie zamknięte knajpki w najbliższej odległości, dziurawe drogi i unoszący się kurz. Zamieniamy tę scenerię na klimat Marsalforn. To tylko kilka minut jazdy od naszej bazy wypadowej. Zresztą na Gozo wszędzie jest blisko - 14,5 km długości i 7 km szerokości mówi samo za siebie. Po drodze mijamy Ramla Bay, odkładając wizytę na jednej z najpiękniejszych plaż wyspy na później. Przez to ciągłe zwlekanie o mały włos w ogóle byśmy nie postawili stopy na pomarańczowym piasku i nie zerknęlibyśmy w stronę pobliskich wzniesień, w których według legend skrywał się Odyseusz. Koniec końców, udało się. Oczywiście ostatniego dnia, jakże by inaczej. A wspomniane Marsalforn? Teraz już się nie dziwimy, dlaczego tak chętnie jest odwiedzane przez turystów. Krystalicznie czysta woda, które oddaje różne odcienie błękitu, niebieskiego czy granatu. Wystarczy usiąść w jednej z licznych knajpek rozsianych wzdłuż zatoczki i po prostu spojrzeć.

Marsalforn (foto: wnieznane.pl)

Wystarczy kolejnych kilka minut, żeby przenieść się w świat tradycji i ciężkiej pracy. Na północny zachód od Marsalforn znajdują się solniska (Salt Pans). W świetle zachodzącego słońca oglądamy płytkie formy, w których teraz stoi woda, ale z czasem pozostanie tylko sól, którą miejscowi od wieków zbierają. Po chwili wracamy do Nadur, mijając po drodze postać Jezusa, czyli pomnik Tas Salvatur.

Wszystko co najlepsze

Kolejny dzień zaczynamy od pysznego śniadania. Andrea, jak na Włocha przystało, częstuje nas pyszną kawą i kontynentalnym posiłkiem. Na stole lądują tosty, lokalne dżemy, a także płatki śniadaniowe z jogurtem, ale prawdziwym rarytasem jest owocowa sałatka. Podniebienie pieści słodycz skąpanych w słońcu tutejszych truskawek, arbuz, winogrona, ale również... imbir. Co jeszcze? Gospodarz nie zdradza nam swego przepisu. Tak czy inaczej, niebo w gębie!

Mając za sobą tak wspaniałe śniadanie, obieramy za cel równie wyjątkowe miejsca wyspy. Na początek – Rabat albo Victoria, jak kto woli. To największe miasto na Gozo, które przybrało swą drugą nazwę pod koniec XIX wieku za sprawą królowej Wiktorii. Zatem nie należy się dziwić, że w herbie znalazł się monogram VR oznaczający "Victoria Regina”.

Rabat (Victoria). Widok z cytadeli (foto: wnieznane.pl)

Co prawda główną atrakcją jest Cytadela, ale najpierw kierujemy swe kroki do Bazyliki św. Jerzego. Zresztą ów świątynię doskonale widać z murów Cytadeli. Odbudowana w XVI wieku po ataku Turków, zyskała należytą rangę, dziś przechodzi renowację. Między jednym dźwigiem a koparką zaglądamy za jej mury, zmierzając najpierw do Katedry Wniebowzięcia NMP. Przed wejściem znajduje się pomnik św. Jana Pawła II, który trzykrotnie odwiedzał Maltę. Osoby chcące pozostać w klimatach stricte duchownych, mogą zajrzeć również do muzeum katedralnego. Zresztą to nie jedyna tego typu placówka w obrębie Cytadeli. Pozostałe muzea to archeologiczne, przyrodnicze oraz folkloru. Odpuszczamy sobie zaglądanie do gablot oraz czytanie informacji na planszach. Zamiast tego spoglądamy na miasto z wysokości murów. Naszym oczom maluje się zróżnicowany krajobraz, składający się wiosek, kościołów, dróg, a także wyzbywających się zielonego pigmentu traw. Schodzimy jeszcze do prochowni, wysłuchując historii opowiadanych przez miejscowego pasjonata.

Uciekamy od miejskiego zgiełku do miejsca wewnętrznego wyciszenia. To bazylika Ta' Pinu, jeden z najważniejszych obiektów sakralnych dla Maltańczyków. I choć jego początki datuje się na XVI wiek, to tak naprawdę najważniejsze wydarzenia miały miejsce w 1883 roku. Wówczas Karmeli Grima objawiła się Matka Boska. Co prawda kobieta szybko popadła w chorobę, ale po wyjawieniu sekretu swemu przyjacielowi Francesco Portelliemu, cudownie ozdrowiała. Wieść rozniosła się błyskawicznie wśród mieszkańców, którzy zaczęli regularnie odwiedzać miejsce objawień. Świątynia swą nazwę zawdzięcza Filipowi, który był niegdyś właścicielem ziem, na których powstała kapliczka dająca początek dzisiejszej świątyni.

Bazylika Ta' Pinu (foto: wnieznane.pl)

Bogatsi o duchowe wrażenia ruszamy w stronę św. Wawrzyńca. Hm, że niby kolejny kościół znajdzie swój opis w relacji? Nic z tego. San Lawrenz jest patronem wsi o tej samej nazwie, którą przecinamy czerwoną Fiestą w stronę... Azure Window! Tak jest, Lazurowe Okno, największa atrakcja Gozo, która skutecznie zapiera dech w piersiach. Co ciekawe, tłumów nie ma. Owszem, stoją ze dwa autokary, kilkanaście aut, ale to wszystko. Na próżno szukać tabunów Japończyków z aparatami czy emerytowanych Niemców. Grupa nurków oddaje się głębinom, żeby nasycać oczy bogactwem podwodnego świata. My zaś oddajemy się temu, co stworzyła natura na jej powierzchni. Przepiękne Okno, jakby wycięte nożyczkami, jakby nieco postrzępione i do tego wspaniały wapienny łuk wgryzający się w morskie fale. Zachwytom nie ma końca. Z różnych perspektyw rzucamy okiem na dzieło natury, które od lat inspiruje również reżyserów. Daleko nie trzeba szukać, to właśnie tu kręcono sceny popularnego serialu "Gra o Tron”. I jakby nieco z boku przygląda się temu wyrastająca z morskich głębin Fungus Rock. Wysoka na 50 metrów skała od wieków była celem samym w sobie. Powód to owy fungus, czyli grzyb, który był wykorzystywany w ziołolecznictwie, a także w handlu.

Azure Window w całej okazałości (foto: wnieznane.pl)

Spacer po Xlendi

Zegar wskazuje już porę obiadową. Również nasze organizmy domagają się posiłku. Decyzja jest jedna – jedziemy do Xlendi. To obok Marsalforn jedno z najbardziej popularnych miasteczek, w których zatrzymują się turyści. Kurort? Coś jest na rzeczy. Także tutaj znajdziemy restauracje oblepiające przepiękną zatoczkę. Z tą różnicą, że Marsalforn leży na północy wyspy, zaś Xlendi po przeciwnej stronie. Które z nich jest ładniejsze? Nie nam to oceniać, bo obie robią na nas pozytywne wrażenie. Spacerujemy po promenadzie wzdłuż brzegu. Kolejny raz obserwujemy nurków, dla których Malta to jedna z głównych destynacji, pozwalająca na realizowanie tego typu pasji. Mając na uwadze prawa rządzące gastronomią, wybieramy lokal nieco na uboczu, bez widoku na zatokę, ale z bardziej przystępnymi cenami. I tylko żal, że akurat dziś nie jest serwowany fenek. Tutejszy królik należy do specjałów maltańskiej kuchni. Nasze pragnienie gasi Kinnie, czyli napój będący mieszanką słodyczy i ziołowego, gorzkiego posmaku.

Zatoka w Xlendi (foto: wnieznane.pl)

I co dalej?

Dzień kończymy krótkim spacerem po Nadur, żeby później zamienić kilka słów z naszym gospodarzem. Andrea częstuje nas lokalnymi specjałami, popijamy Marsovin pochodzące z tutejszych winnic, podpowiada co jeszcze warto zwiedzić, a co raczej można odpuścić. Na liście miejsc koniecznych do zobaczenia znajdują się m.in. kościół w Xewkiji oraz zatoczka w Mgarr Ix-Xini. Świątynia wyróżnia się ogromną kopułą, którą doskonale widać z kilku kilometrów, zaś zatoczka sławę zyskała nie tylko ze względu na swe naturalne piękno, ale również z uwagi na Angelinę Jolie i Brada Pitta. Co ma hollywoodzka para do miejsca na odludziu Gozo? A to, że postanowili tam nakręcić sceny do filmu "By the Sea”.
Myśleliśmy, żeby zajrzeć do Xaghry. To właśnie tam znajduje się kompleks świątyń Ggantija, które swym wiekiem przebijają egipskie piramidy. Jednak nie w głowie nam podróże o 3500 lat wstecz i oglądanie kamiennych kręgów oraz grobowców. Zejście do jaskiń? Może innym razem. I nawet wiatrak Ta' Kola czy muzeum zabawek nie jest dla nas skutecznym magnesem. Zamiast tego obieramy kurs na wspomniane miejsca polecane przez gospodarza Gozoviglando. Tym bardziej, że w planach mamy popołudniowy rejs na Maltę i przyjazd do Qawry, a to też wymaga odrobiny czasu.

Równo pod kopułą

Kościół w Xewkiji bez dwóch zdań robi imponujące wrażenie, a szczególnie jego kopuła! Co ciekawe, to nie jest wielowiekowa budowla lecz dzieło współczesnych czasów. Dość powiedzieć, iż prace zakończono w czerwcu 1971 roku, choć przechadzając się po wnętrzach, można się natknąć na kamienną rzeźbę pochodzącą z XVII wieku. Jednak czas komplementacji nie trwa długo, wszak nogi ciągną w stronę windy, która wwozi wiernych na poziom kopuły. Stąd rozciąga się wspaniały widok na całe Gozo. 360 stopni dookoła wyspy! Aparat idzie w ruch – pach, pach, pstryk!

Xewkija. Kościół św. Jana Chrzciciela (foto: wnieznane.pl)

Na pożegnanie z wyspą zostawiamy sobie wspomnianą zatoczkę, która położona jest stosunkowo blisko portowego Mgarr. Zresztą, tutaj naprawdę wszędzie jest blisko. Nie ma co ukrywać, trasa z Xewkiji do Ix-Xini to nie trzypasmówka równa jak stół. Wręcz przeciwnie! Wąsko, na szerokość jednego auta, a do tego dziura goni dziurę. Niby jest blisko, ale stan szosy wymaga odrobinę ostrożności. Turlamy się po zboczu, obserwując po lewej stronie głębokie wcięcie. Samochód samoistnie przyspiesza, ciągnąc nas w dół. Przed naszymi oczami rysuje się Mgarr Ix-Xini. Wzburzone fale rozbijają się o kamieniste brzegi. Ludzi? Tyle co nic. Para zakochanych oddaje się pocałunkom, młody chłopaczek próbuje uruchomić swój wysłużony skuter. Gdzieś leniwie drepcze pies. Miejscowy bar zamknięty na cztery spusty. Szczerze? Z pewnością nie jest to miejsce, które można polecić każdemu w ciemno. Na zasadzie – jedź tam koniecznie, nie zawiedziesz się, naprawdę warto. Nie. Owszem, miejsce ma coś w sobie, ale do najwspanialszych mu nieco brakuje. A może jesteśmy tacy wybredni po tym, czego doświadczyliśmy wczoraj? Wszak Lazurowe Okno podniosło poprzeczkę bardzo wysoko.

Kierunek - Qawra

Ostatni raz przemierzamy lokalne drogi, miejscowe ulice, mijamy wieże kościołów. Płynnie wjeżdżamy do Għajnsielem, które niezauważalnie zmienia się w portowe Mgarr. Jeszcze tylko uiszczenie zapłaty, szlaban w górę i czekamy na prom, który przenosi nas z powrotem na główną wyspę. Podróż na Maltę, a konkretniej do Qawry, sprzyja wspomnieniom i wymianą wrażeń. Z nich jasno wynika, że Gozo było warte odwiedzenia. Zdecydowanie! Teraz czas na nowe doświadczenia.

 

PIJ, kwiecień 2015 r.




Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Fethiye i Oludeniz •  Sewilla •  Palanga i Lipawa •  Budapeszt •  Londyn •  Peloponez •  Kalabria •  Alpy Austriackie •  Trondheim •  Edynburg •  Kreta •  Salzburg •  Paryż •  Wenecja •  Brugia •  Barcelona •  Brno •  Zakynthos •  Lizbona •  Liverpool •  Fatima •  Malta •  Kusadasi •  Bratysława •  Haarlem •  Ronda •  Argentyna •  Dublin •  Kijów •  Jerez de la Frontera •  Katalonia •  Mykonos •  Santorini •  Madryt •  Florencja •  Saloniki •  Segowia •  Kos •  Kopenhaga •  Buenos Aires •  Algarve •  Gibraltar •  Wyspy Kanaryjskie •  Mediolan •  Chalkidiki •  Chopok •  Czarnogóra •  Gandawa •  Praga •  Thassos •  Rodos •  Kordoba •  Kadyks •  Włochy Północne •  Riwiera Turecka •  Bergamo •  Irlandia •  Piza •  Rzym i Watykan •  Beauvais •  Toledo •  Wiedeń •  Chorwacja •  Wilno i Troki •  Lwów •  Bruksela •  Cypr •  Bretania •  Andaluzja •  Korfu •  Ateny •  Costa de la Luz •  Stambuł •  Alicante •  Bodrum • 

Pogoda

Gozo
Dziś, 13 czerwca 2022
ikona pogody+23°  / +21°
Słonecznie
wiatr: N 16 km/h
ciśnienie: 1015 hPa
wilgotność: 67%
zachmurzenie: 3%
opady: 0.0 mm/h

Wtorek, 14 czerwca 2022
ikona pogody+23° C    /  +21° C
Słonecznie
wiatr: NE 18 km/h
opady: 0.0 mm/h

Środa, 15 czerwca 2022
ikona pogody+24° C    /  +23° C
Słonecznie
wiatr: SE 6 km/h
opady: 0.0 mm/h