Walencja
Ostatnim przystankiem w naszej podróży była Walencja. Co prawda leży już poza Katalonią i od Barcelony dzieli je 350 kilometrów, ale jej położenie, dynamiczny rozwój, a także atrakcje, sprawiły, iż chcieliśmy sami przekonać się o jej „sile”. Dlaczego sile? Otóż po łacinie „valens” znaczy „silny” i tu należy szukać genezy nazwy Walencji. Miasto tak nazwano w II wieku p.n.e., kiedy to tereny zajęła kolonia rzymska na znak wygranej nad Luzytanami.
Na początku VIII wieku przeszła w ręce arabskie aż do 1238 roku, kiedy to po pięciomiesięcznych walkach miasto zdobył Jakub I Zdobywca i pozostało pod zwierzchnictwem Aragonii do 1707 roku. Nieco ponad 100 lat później stacjonowały tu wojska francuskie. Co ciekawe, podczas wojny domowej, która trwała w latach 1936-1939 przez niespełna rok miał tu siedzibę rząd republikański. Niestety, Walencja nie uniknęła przykrych momentów w historii. Jednym z nich był wylew rzeki Turii w 1957 roku. Efekt? Dziś w jej korycie utworzono miejsca rekreacyjne oraz miasteczko nauki i sztuki. U dawnego ujścia znajduje się port, który należy do jednych z najważniejszych w całej Europie. A co ponadto?
Jednym z najważniejszych obiektów miasta „Nietoperzy” jest katedra datowana na drugą połowę XIII wieku, kiedy to rozpoczęto jej budowę w miejsce... meczetu. Przekształcenie nie w chodziło w grę, gdyż uznano, iż nie był godny miana nowej bazyliki. Obiekt jest istną mieszanką architektury gotyckiej, romańskiej, a także barokowej. Jeśli wierzyć tradycjom i legendom, w jej bocznej kaplicy znajduje się kielich w kaplicy Świętego Kielicha. To właśnie podczas Ostatniej Wieczerzy miał być używany przez Jezusa, a następnie przez papieży. Dziś, możemy go oglądać.
Warto obejść katedrę dookoła, bo również z zewnątrz jest niezwykle interesująca. Przede wszystkim rzuca się w oczy ośmioboczna dzwonnica zwana El Micalet o wysokości 50 metrów. Z kolei na tyłach świątyni niemal integralną część stanowi barokowa Basilica de la Virge dels Desamparats. To barokowy kościół, który najlepiej podziwiać z Plaza de la Virgen, na którym usytuowana jest fontanna.
W tkankę miejską wpisane są również wieże Serrano, które niegdyś były elementem obronnym. Dziś za parę drobnych możemy wejść na samą górą i z jednej strony podziwiać obszary zielone, budynki mieszkalne, a z drugiej – panoramę z dzwonnicą katedry czy dachami kamienic.
A jak już nacieszymy oczy i zapełnimy kartę pamięci o kolejnych kilkanaście zdjęć, warto zejść na dół i po prostu pieszo ruszyć dawnym korytem rzeki w stronę Miasta Sztuki i Nauki. Po drodze będziemy mijać rowerzystów, biegaczy, dzieciaków uganiających się za piłką czy też debatujących ludzi okupujących ławeczkę. I mijając po drodze Pałac Muzyki, a także fontannę dotrzemy do imponującego La Ciudad de las Artes y las Ciencias. Niebywała architektura będąca dziełem tutejszego Santiago Calatravi i Felixa Candeli. Dzięki grze świateł, wodzie, a także konstrukcji gmachów opery, kina, muzeum nauki czy też oceanarium doznamy nie tylko niezapomnianych wrażeń, ale również ciekawych ujęć. Zresztą wnętrza kompleksu są równie ciekawe i pozwalają na skuteczne zagospodarowanie czasu. Niech przemówią liczby - muzeum nauki na trzech poziomach zajmuje 40 tysięcy metrów kwadratowych! A reszta?
Jednak nim w ogóle gdziekolwiek się wybierzemy, warto zajrzeć do modernistycznej hali targowej z lat dwudziestych XX wieku. Mieszanka szkła oraz żelaza skrywa liczne stoiska oferujące świeże owoce, warzywa, mięso czy też ryby. W pobliżu nie brakuje również skromnych knajpek z uprzejmą obsługą, w których skosztujemy tutejszego specjału, czyli paelli. A skoro już tu jesteśmy, to warto jeszcze zrobić kilka kroków, żeby zobaczyć La Llotja de la Seda (Giełda jedwabiu). Budynek z przełomu XV i XVI, który dziś widnieje na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, jako idealny przykład świeckiej architektury gotyckiej ukazujący siłę i potęgę nadmorskiego miasta.
Walencja to nie tylko nauka, zabytki, kościoły czy też interesująca architektura. W mieście z Nietoperzem w herbie nie brakuje również wszelkiego rodzaju imprez. Mieszkańcy regularnie odwiedzają Estadio Mestalla, na którym swe mecze rozgrywa jedna z bardziej uznanych piłkarskich ekip w kraju – Valencia C.F., która grała w finale Ligi Mistrzów. To tutaj zjeżdżali się kierowcy Formuły 1, aby w ulicznym wyścigu śrubować rekordy prędkości. Zresztą warto wybrać się w okolice portu, gdzie można odszukać śladów pozwalających się domyślać, że to właśnie tu czerwone Ferrari mknęło z zabójczą prędkością. A do tego turnieje tenisowe czy też zawody żeglarskie. Zatem nic dziwnego, że w 2011 roku nadano tytuł Europejskiej Stolicy Sportu. Jednak to koniec, bo prawdziwa fiesta ma miejsce od 15 marca podczas festiwalu Las Fellas. I tak aż do 20 marca, kiedy to liczne konstrukcje papierowo-woskowe są palone. Natomiast na ulicach Walencji trwa nieustanna kilkudniowa impreza.
Żegnając się z tym niezwykłym miastem najprawdopodobniej odjedziemy pociągiem z Valencia Norte. Oczywiście sam dworzec jest ciekawy sam w sobie, ale po drodze przejdziemy przez pobliski plac, który jest jednocześnie największy w mieście. To Plaza del Ayuntamiento, przy którym nie brakuje interesujących architektonicznie budynków jak ratusz, kino czy też poczta (Edificio de Correos), a całości dopełnia fontanna. To tu kończy się wspomniany festiwal Les Falles, a i my żegnaliśmy się z Walencją, która niewątpliwie nas ujęła swym wdziękiem.
Pokaż Walencja na większej mapie