Zimowa Malta
Dość niespodziewanie, zaledwie kilka miesięcy po pierwszej wizycie, ponownie trafiliśmy na Maltę. Tym razem była okazja, żeby przyjrzeć się jej z bliska w zimowej scenerii. Był czas na wszystko – na cieplejszą kurtkę i krótki rękaw, na odkrywanie nowego i zaglądanie w dobrze nam znane miejsca. Otrzymaliśmy potwierdzenie, że Malta jest warta odwiedzenia nie tylko w szczycie sezonu, ale również w mniej popularnych miesiącach.
Kiedy pojechaliśmy?
Wczesna wiosna czy szczyt letniego sezonu? Nic z tego. Nasza podróż na Maltę wypadła dość niespodziewanie w połowie stycznia. Wygrzewanie kości w trakcie zimy? Dlaczego nie! Tym samym otrzymaliśmy niemal cały przekrój aury. Od pochmurnych i wietrznych dni, przez piękne, słoneczne chwile. Oczywiście o kąpieli w morzu nie mogło być mowy, ale to nie było celem naszej eskapady.
Gdzie się zatrzymaliśmy?
Podczas naszej poprzedniej wizyty zatrzymaliśmy się na północnej części wyspy. Tym razem również poszliśmy tym tropem. Wówczas była Qawra, a teraz przylepiona do niej Bugibba. Podobnie jak w kwietniu 2015 r., poszukaliśmy noclegu za pośrednictwem serwisu AirBnB. Alternatywę stanowi booking.com, który również daje sporo możliwości w postaci m.in. w pełni wyposażonych i przestronnych apartamentów, na których nam zależało.
Bogatą ofertę noclegową znajdziesz na booking.com.
Alternatywę stanowi serwis AirBnB. Dołącz teraz do społeczności AirBnB i odbierz żniżkę 100 PLN na nocleg podczas swoich podróży w nieznane.
Aha, i jeszcze jedno. Wychodzimy z założenia, że lepiej jest leżeć na plaży niż na szpitalnym łóżku. Dlatego na wyjazdy zagraniczne zawsze wykupujemy ubezpieczenie. Kosztuje tyle co maltańskie przysmaki, a przynajmniej masz spokojną głowę. Teraz jako nasz czytelnik masz 10% zniżki. Kliknij i kup ubezpieczenie 10% taniej.
Co zwiedziliśmy?
Tym razem odpuściliśmy wizytę na Gozo, poświęcając całkowity czas Malcie. Nasze główne cele podróży to okolice Golden Bay oraz Mdiny. Regularne kursowanie w oba miejsca zdecydowanie ułatwił samochód, którzy wypożyczyliśmy na lotnisku. Oczywiście był również czas, aby odkryć nieznane dla nas miejsca - Marsaskala czy St Julian's. Siłą rzeczy zajrzeliśmy także "na stare śmieci", żeby zobaczyć jak prezentują się w środku kalendarzowej zimy.
Zimowa Malta
To jest to uczucie... gdy wychodzisz z lotniska i czujesz przyjemne ciepło. I nic to, że ciepło oznacza temperaturę w okolicach 12 stopni Celsjusza przy hulającym wietrze. Szczególnie, gdy jest styczeń, środek zimy, a przed odlotem z Polski termometr wskazywał pięć kresek poniżej zera. Właśnie w takich okolicznościach powitaliśmy Maltę, a raczej to ona nas przywitała i szybko pokazała swe kapryśne oblicze.
Prawie jak u siebie
Odbiór samochodu, tej samej marki co poprzednio. Niemal ta sama droga, znajome widoki, budynki, miejsca, które było nam dane zobaczyć zaledwie dziewięć miesięcy wcześniej. Jeszcze nie poczuliśmy się, jakbyśmy wrócili "do siebie”, ale pewne pozytywne wibracje się odezwały. 20 minut upływa błyskawicznie. Meldujemy się w Bugibbie, która będzie naszą bazą wypadową na najbliższy tydzień. Jeszcze tylko szybkie zakupy... tak, w tym samym sklepie co poprzednio i już można było w zaciszu apartamentu słuchać jak wiatr muska szyby, a krople deszczu wygrywają swą melodię.
Generalnie nie mamy ciśnienia na zwiedzanie, na zaliczanie kolejnych miasteczek, kościołów czy urokliwych zatoczek. Miejsca, których wcześniej nie zobaczyliśmy, z różnych przyczyn, odkrywamy dopiero teraz. Tak jest z obiektem w Ta' Qali. To właśnie tutaj mieści się stadion narodowy. Oczywiście daleko mu do naszego Narodowego. Spotykam miejscowego fotografa, który pracuje dla maltańskiego związku piłkarskiego. Paul wyjaśnia, iż są plany przebudowania obiektu, zakładające także utworzenie powierzchni komercyjnych. Jednak ostatecznie macha ręką, stwierdzając, że nie uwierzy, dopóki nie zobaczy koparek.
Ręcznie robione
A skoro już jesteśmy w Ta' Qali, to nie sposób nie zajrzeć do tzw. Craft Village. Już sama nazwa wskazuje, iż możemy liczyć na lokalne wyroby. I nie są to bynajmniej wyroby spożywcze czy alkoholowe, z których słynie Malta. Likiery, miody czy dżemy z opuncji znajdziemy w sklepach, zaś w porozrzucanych barakach i budynek praca wre na całego. Fach w ręku! Na naszych oczach jeden z pracowników "Valletta Glass Handmade” wyczynia prawdziwe cuda ze szkła. Tu podgrzeje, tu ostudzi, tu nada kształt, doda koloru. Masywnymi obcęgami z najwyższą starannością i precyzją tworzy figurkę, która później ląduje na sklepowych półkach. Grupka turystów pieje z zachwytu! Do wyboru, do koloru. Regały i gabloty uginają się pod ciężarem pięknych form. Z kolei w sąsiednim budynku specjalizują się w wyrobach ceramicznych. Dalej – biżuteria ze srebra. Kto szuka oryginalnych form oraz ozdób z pewnością znajdzie tu coś dla siebie.
Będąc w tych okolicach, nie ma siły, żeby nie ujrzeć wyłaniającej się na horyzoncie góry. Góry? A raczej wzniesienia zwieńczonego budowlami. Z daleka może to przypominać potężny zamek, ale nie... To "tylko" mury Mdiny. "Miasto ciszy”, jak je zwą, cieszy się ogromną popularnością. Trudno się temu dziwić, skoro kręcono w nim sceny "Gry o tron”. I choć byliśmy tu poprzednim razem, zdecydowaliśmy się ponownie do niego zawitać. Prawie się udało. Powód? Kłopoty z parkowaniem zrobiły swoje. A przypomnijmy, iż byliśmy w środku styczniowego tygodnia. I zamiast delektować się kawą w otoczeniu masywnych murów, kamienistych budowli, urokliwych kościołów, ruszamy do Qawry. Filiżanka czarnej z mlekiem tuż nad brzegiem morza za jedno euro smakuje wybornie.
Złota zatoka
Może Malta nie słynie z przepięknych plaż ze śnieżnobiałym piaskiem, palmami schylającymi się do samej ziemi, co nie znaczy, że nie oferuje żadnego odpoczynku nad wodą. Golden Bay, bo o niej mowa, to jedna z najpiękniejszych, o ile, nie najpiękniejsza zatoczka na całej wyspie. Przestronna, otoczona skalistymi wzniesieniami. Jedno jest pokryte dziką roślinnością, zaś na drugim usytuowano hotel jednej z międzynarodowych sieci. Można tylko zazdrościć gościom wspaniałych widoków. Zamiast pokonywać schody w Radissonie, schodzimy ze skarpy ku plaży. Słońce nieśmiało przebija się przez chmury, ogrzewając piasek. Szum fal sprzyja pozytywnym doznaniom. Te chwile czerpiemy niemal wszystkimi zmysłami.
Im dłużej jesteśmy na Malcie, tym lepsza robi się pogoda. Zamiast wiatru targającego palmowymi liśćmi, błoga cisza. Zamiast ołowianego nieba, nieskazitelny błękit. Przyjemne ciepło poranka wręcz wyciąga nas na śniadanie na balkon. Korzystamy z zaproszenia i po chwili popijamy kawę, zagryzając tostem z lokalnym dżemem. Takie chwile robią dzień. Bez dwóch zdań!
Nie taki święty Julian
Wspaniała aura towarzyszy nam, gdy tutejszą "autostradą” pewnie zmierzamy w kierunku Saint Julian's. Dość powiedzieć, że jeszcze 30 lat temu była to spokojna osada rybacka. Z czasem rozwinęło się, w błyskawicznym tempie stając się chętnie wybieranym celem turystów. W sezonie nocne życie tętni na całego! Zresztą, w ciągu dnia nie sprawia wrażenia uśpionego demona. Knajpki, restauracje oraz puby powtykane niczym szpilki przy zatoce zapraszają na drinka lub na przekąski. Chętnych nie brakuje. Zresztą, czemu się dziwić, skoro przed oczami maluje się błękit wody, na której spokojnie kołyszą się łódeczki. I nawet rozsiane drogie hotele nie psują ładnego efektu, ba, niekiedy idealnie uzupełniając krajobraz i dodając specyficznego charakteru. I jedynie równie ładnie położony kościół Matki Bożej z Góry Karmel (Church of Our Lady of Mount Carmel) przywołuje rozbrykane towarzystwo do porządku, dając szansę okazania skruchy po nocnych szaleństwach.
W stronę Marsa...
Pewnym przeciwieństwem przebojowego Saint Julian's jest Marsaskala. Już poprzednim razem zajrzeliśmy na Marsa..., ale na Marsaxlokk. Oddalone od siebie o 10 minut jazdy. Obie zapraszały na świeżą rybkę prosto z kutra. Stolik nad brzegiem, wspaniałe widoki, uczta dla podniebienia i problemem jest tylko fakt, że w sezonie ciężko znaleźć wolne miejsce. Kto nie lubi tłoku, tłumu ludzi, gwaru, będzie srodze rozczarowany tym co oferuje "xlokk”. Natomiast Marsaskala w połowie stycznia sprawia wrażenia grzecznego dziecka. Ciche, spokojne, trochę leniwe, a z pewnością urocze. Kolejny kościół na horyzoncie i zatoczka z łódkami mogą nudzić? W żadnym wypadku. Dla nas były skuteczną ucieczką do krainy beztroski, oderwania się od tego co przyziemne. Choć na chwilę. Rozciągamy ten czas do granic możliwości, siadając w jednym z lokali. Można tylko sobie wyobrazić, co tu się dzieje w sezonie, ale teraz... Pełen relaks! Lokalni staruszkowie debatują na swoje tematy przy ladzie, zaś stolik dalej dwóch zapaleńców nurkowania rozprawia o swoich przeżyciach. Z błogiego stanu wyrywa nas czas, który każe nam ruszać dalej w drogę. Paola czeka.
Z widokiem na Vallettę
Nasza druga wizyta na Malcie to z jednej strony odkrywanie nowych miejsc, a z drugiej zaglądanie na stare śmieci. Trzymając się drugiej wersji, jedziemy do Birgu, równie dobrze znanego jako Vittoriosa. To jedno z trzech tzw. małych miast, często mylonych ze znacznie większymi i popularnymi – Vallettą, Sliemą i Paceville. Powód naszej wizyty jest dość prozaiczny. Po prostu chcemy nacieszyć oczy nie tylko przycumowanymi jachtami oraz okazałymi łodziami, ale przede wszystkim stolicą kraju, która leży na przeciwnym brzegu. Przy okazji odkupujemy sobie magnes, który gdzieś nam "wcięło" i spokojnym krokiem przemierzamy ciche uliczki Birgu. Dalej zejście w kierunku muzeum morskiego i pozostaje nam już tylko iść w stronę cypelka. Rozsiadamy się u stóp fortu św. Anioła (Fort Saint Angelo), czerpiąc widoki całymi garściami. Spokój wody burzą motorówki oraz łódki, którymi przewozi się mieszkańców, turystów... Delikatne kołysanie, obmywanie skałek tylko dodaje uroku chwili.
Powoli żegnając się wyspą i jednocześnie umilając sobie czas oczekiwania na powrotny lot, jedziemy na południe. Nasz cel – Blue Grotto. Oczywiście nie ma mowy o wpłynięciu do jaskiń. Akurat tego dnia kursy są wstrzymane ze względu na przeciętną pogodę. Podmuchy wiatru oraz przelotna mżawka nie sprzyjają zerkaniu na formy skalne, będące jednym z symboli Malty. Po krótkim spacerze po okolicy podjeżdżamy na jedno ze wzniesień. Stoliki, ławki... i do tego widok na miejscowe klify, na wodę, która gdzieś w oddali styka się z szarościami nieba. Taki obrazek zabieramy ze sobą.
Poprzednim razem podczas powrotu do Polski nie myśleliśmy, że wrócimy na Maltę. Los sprawił, że nie upłynął rok, a ponownie postawiliśmy stopę na śródziemnomorskiej wyspie. Teraz ponownie nie robimy takich założeń. Kto wie, co znów przyniesie życie...
PIJ, Styczeń 2016 r.
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Wiedeń • Paryż • Londyn • Budapeszt • Fatima • Florencja • Kopenhaga • Salzburg • Peloponez • Riwiera Turecka • Fethiye i Oludeniz • Dublin • Brno • Brugia • Kos • Kijów • Lwów • Katalonia • Wilno i Troki • Gozo • Bratysława • Mediolan • Jerez de la Frontera • Kreta • Thassos • Czarnogóra • Bergamo • Algarve • Sewilla • Zakynthos • Chorwacja • Piza • Beauvais • Chalkidiki • Irlandia • Gandawa • Toledo • Kusadasi • Segowia • Haarlem • Santorini • Kalabria • Alicante • Ateny • Barcelona • Bruksela • Rodos • Chopok • Ronda • Alpy Austriackie • Mykonos • Cypr • Korfu • Saloniki • Edynburg • Trondheim • Costa de la Luz • Stambuł • Gibraltar • Kadyks • Lizbona • Kordoba • Włochy Północne • Liverpool • Palanga i Lipawa • Wyspy Kanaryjskie • Rzym i Watykan • Praga • Madryt • Andaluzja • Buenos Aires • Bretania • Wenecja • Bodrum • Argentyna •