Parque Nacional Iguazu
Zarówno argentyńska, jak i brazylijska strona wodospadów Iguazu ma swoich zwolenników. To, co przemawia za Parque Nacional Iguazu to długość tras, różnorodność, a przede wszystkim bliskość odwiedzanych miejsc. Niestety, przy kasach czeka nas niemiła niespodzianka, gdyż... pochodzenie ma znaczenie. Z racji, że nie pochodzimy z prowincji Misiones, ani z Argentyny, ani nawet z Ameryki Południowej, zmuszeni jesteśmy zapłacić najwyższą cenę za wejściówki. Warto zachować bilety, jeśli chcemy wrócić do rezerwatu następnego dnia. Wówczas możemy skorzystać z 50% zniżki. Jednak jak się okazuje, nie jest to konieczne.
Po Parku można się poruszać zarówno pieszo, jak i skorzystać z kolejki torowej, która zawozi turystów do Gardzieli Diabła. To po prostu trzeba zobaczyć! Ponadto mamy możliwość przepłynięcia na wysepkę, podejść bliżej pod wodospady, a przy odrobinie szczęścia natknąć się na zwierzęta. Te zaobserwujemy głównie w godzinach porannych. Wówczas małpki, coati, tukany i inni przedstawiciele fauny będą towarzyszami zwiedzania. Żądni przygód mogą skorzystać z usług agencji turystycznych, które oferują podpłynięcie pod same wodospady, żeby się przemoczyć do suchej nitki. Tanie to nie jest, ale co kto lubi.
Zdecydowanie lepiej jest się skupić na wodospadach, bo te są na wyciągnięcie ręki. Pionowe strumienie wody spadają po skałach, zraszają kroplami wody zainteresowanych, urywają się nagle tuż przy kładkach i punktach widokowych. A wszystko to w otulinie zielonej i bujnej roślinności. Nie dziwi zatem fakt, iż plenerami do filmu "Moonraker" o przygodach Jamesa Bonda były między innymi właśnie tutejsze wodospady!
Warto pamiętać, iż w zależności od miesiąca, ilość lejącej się wody jest zróżnicowana. Najmniejsze wodospady są w okolicach kwietnia, a najbardziej okazałe w październiku. Niemniej jednak będąc w Iguazu w marcu nie mogliśmy wyjść z podziwiu oglądając strumienie wody, która stale się przelewa wpadając do Parany. I tak to trwa cały czas...