Parada św. Patryka
17 marca to wyjątkowy dzień nie tylko w Dublinie, ale w całej Irlandii. To dzień przez wielkie "D". To Dzień św. Patryka - radosne święto, które z roku na rok zyskuje popularność na całym świecie. W tym dniu podkreśla się wszystko co irlandzkie – zieleń, złoto, koniczynki i szczęście. Większość budynków przyjmuje wówczas zielone barwy. Jednak oprócz rozpustnej zabawy i szeroko pojętej celebracji, jest to także czas odnowy duchowej oraz modlitwy. Będąc w Irlandii, mogliśmy poznać tylko to pierwsze oblicze Paddy's Day. Skąd się ono w ogóle wzięło? Jedna z teorii wskazuje, iż to właśnie 17 marca zmarł św. Patryk, czyli były biskup i apostoł, który w V wieku organizował życie religijne w kraju.
Podczas naszego pobytu byliśmy świadkami parady, która była częścią większego projektu zaplanowanego na lata 2014-2016. "Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość" to założenia trzyletniego planu. Tym samym ruszyliśmy w przeszłość pod hasłem "Czynimy historię", a poprowadziły nas korowody pełne barw, kreacji oraz rekwizytów. To był istny teatr i półtoragodzinny pokaz grup nie tylko z Irlandii, ale również Stanów Zjednoczonych, Niemiec czy Estonii.
Parada ruszyła w samo południe i wiodła przez główne ulice miasta. Były odniesienia do bitwy pod Clontarf z 1014 roku, w której to wojska arcykróla Briana Śmiałego starły się z wikingami. Stawką była władza nad całą Irlandią. I choć sam Brian poległ, to jego wojska zwyciężyły. Za sprawą stu wykonawców poznaliśmy opowieść o rybaku spotykającym Mermana. Z kolei gigantyczny struś był nawiązaniem do filozofii Samuela Becketta. Pojawił się również Celtycki Tygrys, który niegdyś rzucił zaklęcie na ludzi kusząc ich obietnicami bogactwa i luksusu. To nie były jedyne odniesienia do świata zwierząt, gdyż swoje pięć minut miała grupa, która zainspirowała się wystawami Muzeum Historii Naturalnej. Tym samym były m.in. meduzy czy szkielety dinozaurów. Ponadto przez O'Connell Street przeszło koło czasu. Zespół Macnas odniósł się natomiast do miłości, próbując nas oczarować specjalnym eliksirem. To nie wszystko. Po ulicach Dublina przeszły grupy z tancerzy, orkiestry, a także... sekcja rowerowa, której starsi członkowie utworzyli kółeczka i radośnie tańczyli.
Po pokazie Irlandczycy, Polacy, Rosjanie, a także przedstawiciele innych nacji rozeszli się w swoje strony. Największa zielona fala ruszyła w stronę pubów, głównie do Temple Bar oraz w okolice Custome House, gdzie było istne wesołe miasteczko. Radosne i pijackie uniesienia trwały do późnych godzin.