Glenbeigh
Przemierzając Ring of Kerry, zatrzymaliśmy się w Glenbeigh. Dla naszych znajomych była to pewnego rodzaju podróż sentymentalna. Wszak niegdyś spędzili tu trochę czasu. Były więc wspomnienia, zaglądanie na stare śmieci i rozmowy ze znajomymi, którzy tu zostali.
Niemniej jednak, nawet gdyby nie osobiste przeżycia, to... z pewnością byśmy się tu zatrzymali. Irlandczycy mawiają, że Glenbeigh to klejnot Ring of Kerry. I trzeba uczciwie, że coś w tym jest. Wizytę w tym niewielkim miasteczku zaczęliśmy od... wzgórza. Strome zbocze. Z jednej strony pasące się owce, a przed nami bezkres oceanu. I choć cały urok psuły nieco chmury, a twarz muskała bryza, to i tak było pięknie. Niemniej jednak chcieliśmy z bliska poznać urok błękitnych fal i ich moc. Właśnie - moc. O ich sile przekonaliśmy się w dosłownym znaczeniu. Chlubą Glenbeigh jest Rossbeigh Beach. Rozciągający się na 1,6 kilometra długości cypel piaszczystej plaży tym razem był usiany kamieniami. To efekt sztormów, a także huraganowych wiatrów, które nawiedziły tę część kraju. Szczerze? Wcale się nie dziwimy mieszkańcom, że chętnie tu spędzają czas. W sezonie musi tu być pięknie!
Co oprócz plaży? Okolice miejscowości są dość zróżnicowane. Występują tu obszary bagienne, jak I zalesione wzgórze Seefin. Rzeka przecina teren do Rossbeigh Creek oraz jeziora Caragh. Ozdobą jest regionu jest również jezioro Coomasahran.
Co znajdziemy w samym miasteczku? Uwagę przykuwają dwa kościoły – Church of Ireland oraz St James Catholic Church. Na liście obiektów chronionych znajdują się także... dwa hotele – The Towers oraz Glenbeigh Hotel. Pierwszy z nich wziął nazwę od XVIII-wiecznej wieży. Dzisiejsze jej ruiny są pewnym symbolem mówiącym o historii regionu.
Osoby ceniące aktywny wypoczynek nie powinny czuć się zawiedzione. Szlaki turystyczne, jazda konna, paralotniarstwo, kajakarstwo, łowienie ryb, czy oglądanie ptaków - to wszystko znajdziemy w Glenbeigh, w którym po całym dniu pełnym wrażeń warto zajrzeć do miejscowego pubu i wychylić pintę Guinnessa.